— Pocóż Grześkowi potrzebny mój ojczym?
— Ot że... bo to bojarzynko...
Stary drapał się w głowę widocznie zakłopotany. Po chwili dodał w formie komentarza.
— Ja nie chcę, żeby pan Kościesza akurat teraz tu przyjechał, bo to i wcale nie potrzebny. Ja się cieszę, że ugoszczę takich dostojnych gości w swojej chałupie.
— Cóż to za goście będą u Grzesia?
— A ot! bojarzynka mi jak z nieba spadła, jak z tych obłoczków, jasnych, to się stary i cieszy. Proszę do chałupy.
Andzia ruszyła naprzód nie zauważywszy dziwnego uśmiechu starego, który idąc za nią patrzał w nią jak w obraz i coś mruczał z zadowoleniem.
Gdy zbliżali się do zagrody borowego, wypadły na nich dwa czarne brytany, rwąc się na długich łańcuchach; szczekały, zajadle, ale je wkrótce Grześko uciszył. Andzia mogła je swobodnie głaskać po obfitych kudłach. Chata stała na maleńkiej polance wśród gęstego boru, dokoła sterczały pnie ściętych sosen, pomiędzy któremi rosły kartofle, bielił się zagon hreczki, zwisały ciężkie kiście prosa. Przy chałupie warczało źródełko biegnąc chyżo po kamieniach, służyło ono za studnię dla Grześka, jedynego mieszkańca zagrody. Po drugiej stronie sieni, w tej samej chacie była stajenka mieszcząca trzy kozy, białe jak śnieg i starego osła, oraz sporą gromadkę królików. Wnętrze izby Grzesia przedstawiało schludność i ubóstwo, ale z pewną archaiczną omastą, świadczącą o zamiłowaniach starego i jego lepszych czasach. Gładkie bielone ściany, niski sufit poprzecinany belkami, podłoga ułożona z białych desek sosnowych, pod ścianą tapczan przykryty kilimem w pasy i starą zrudziałą wilczurą. Nad nim duży żelazny krucyfiks z miseczką do wody święconej, otoczony pękami ziół suchych i kwiatów. W głowach łoża wisiał karabin pamiątkowy, miał bowiem na klindze napis zupełnie szczególny: „Żadna kula nie minie wroga“, pochodził zaś z czasów Kościuszkowskiego powstania. Obok wisiały resztki rdzą zjedzonej broi rycerskiej; parę strzelb jednorurek, pika ułańska i ostrogi, wszystko na starym wypłowiałym kilimie, zawieszone w sposób znamionujący pewien gust estetyczny, własny, lub nabyty w pańskich dworach. Po za tem na ścianach wisiały podobizny Batorego, Kościuszki, Poniatowskiego i duży ładny przedruk kredkowy Wernyhory z obrazu Matejki, darowany Grześkowi przez matkę Andzi, Izę Tarłową, i z jej podpisem. Była jeszcze w izbie prosta półka sosnowa, na niej kilkanaście książek starannie utrzymanych.
Wszystko dary Izy Tarłowej, której fotografja w pluszowej ramce, w wianku nieśmiertelników wisiała nad półką.
Andzia stanęła przed podobizną matki i zapatrzyła się
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/140
Ta strona została skorygowana.