Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

— Może przeszkadzam, była tu jakaś dysputa. Hm!... Czy tak?...
— Stary szympans!... — zmęłła w zębach Lorka.
Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, Kościesza siadł spokojnie na szeslongu i wolno, z flegmą zapalał cygaro, patrząc z pod rzęs na dziewczęta.
Po chwili zaczął mówić beczkowatym swym, jak po grudzie toczącym się głosem.
— Przyszedłem do panien z pewną kwestją... hm!... która już bardzo wymaga omówienia. Oto chciałbym, aby się wszelkie spacery, dzienne panny Anny i... nocne panny Lory ukróciły. Jest to pożądane z wielu względów... że już przemilczę najważniejsze... lecz choćby dlatego, by się legendy o duchach nie rozszerzały.
Umilkł, a widząc zdumiony wzrok Andzi kontynuował.
— Tak, legendy o duchach. Dotychczas bowiem tylko... Temnyj hrad... z tego słynie (na nazwie tej położył nacisk wyraźny), boję się jednak, by nie zasłynęło tak samo... uroczysko „pod wołkiem“ i Wilczary.
Tarłówna oblała się gorącą krwią wstydu, serce jej zamarło na myśl, że Kościesza wie o jej niespodziewanem spotkaniu u Grześka z Olelkowiczem.
Pan Teodor mówił dalej, bacznie uważając na wrażenie, jakie sprawiają jego słowa.
— Panna Anna była wczoraj w uroczysku „pod wołkiem“, wprawdzie nie jest to daleko, ale również niebezpiecznie, tembardziej, że Grześko... w takich razach opiekunem być nie może, na błędnych zaś rycerzach... w tej okolicy nie zbywa, przykładem... Temnyj hrad (znowu nacisk)... Panna Lora woli towarzystwo, choćby dostarczone przez katastrofę kolejową, ale dlaczego w nocy?...
— Do czego pan zmierzał!? — wybuchnęła Smoczyńska.
Kościesza ani drgnął, wzrok jego stał się tylko tak twardym, że aż bolącym w wyrazie.
— Niech się panienka nie unosi, gniew nie dodaje urody, zwłaszcza tam, gdzie już są podsiniałe oczki i mizerniutko się wygląda.
— Co pan chce przez to powiedzieć i... co panu do tego?...
Kościesza wstał. Zaśmiał się szatańsko.
— Już skończyłem, chciałem tylko ostrzedz panienki i oznajmić... że jutro opuszczamy tę... romantyczną krainę, wracamy do Turzerogów, oczywiście bez... katastrofalnych naleciałości, chciałem powiedzieć... komiwojażerów.
Skrzywił się w uśmiechu i spojrzał z ukosa na Andzię, jakby porozumiewawczo, że cytuje jej słowa. Jednocześnie otworzył drzwi i wskazując je Tarłównie gestem zapraszającym, rzekł uprzejmie:
— Proszę cię Aneczko, chcę z tobą pomówić.