Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/163

Ta strona została skorygowana.
XVIII.
Wyrok.

Gdy zaprzęg wykwintny Olelkowicza stanął przed gankiem w Wilczarach, fakt ten wywołał w domu pewien popłoch. W przedpokoju przyjął młodego pana służący Kościeszy i w milczeniu otworzył mu drzwi do saloniku urządzonego po myśliwsku. Długi czas nikt nie wychodził, Andrzej niecierpliwił się. Oglądał różne rysunki i sztychy kolorowe, przedstawiające sceny myśliwskie, spacerował głośno po pokoju, chrząkał.
— Czy nikogo niema w domu — myślał zły — ale czemuż mi ten bałwan tego nie powiedział.
Usłyszał dochodzący z głębi domu nienaturalnie głośny śmiech Lory i pomyślał znowu:
— Pewno stary tyran zabrał Andzię do lasu, jeśli uprzedziła go...
Wtem cicho skrzypnęły drzwi i Tarłówna stanęła na progu.
Młodzieniec podszedł do niej prędko, porwał jej ręce i podniósł do ust. Ale teraz dopiero zauważył, że była dziwnie pomieszaną; blada jej twarz miała w sobie smutek, powieki nabrzękłe i zaczerwienione, zdradzały ślady łez. Zaczął dopytywać troskliwie, czemu smutna i dlaczego płakała, tulił do siebie jej dłonie czując, że się coś stało złego i że on jest tego powodem, a zarazem jej oczy zapłakane wydały mu się teraz jeszcze stokroć droższe i bardziej kochane, niż gdy je widywał okraszone uśmiechem. Uniesiony uczuciem chciał objąć ją ramieniem i przygarnąć do swej piersi, lecz Andzia drgnęła i odsunęła się nieco kładąc palec na ustach.
— Nie, nie! boję się... pan nic nie wie!?... tak mi straszno.
— Co się stało?... przez Boga!...
— Kościesza kazał służącemu oznajmić panu, że nikogo niema w domu. Nie chce pana widzieć...
Nastąpiła chwila milczenia. Olelkowicz poczerwieniał, nozdrza rozdęły mu się wściekłością, oczy błysnęły złowrogo.
— Przecież służący sam mnie przyjął i tu wprowadził.
— Rozkaz wydano mu już potem, biedny stary nie wiedział co począć, ja go wstrzymałam i przyszłam sama.
— Czy Kościesza wie o naszem postanowieniu?...