Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/167

Ta strona została skorygowana.
XIX.
Vogue la galère.

W Wilczarach zapanował „sądny dzień“ wedle określenia panny Eweliny. Pakowano się na wyjazd do Turzerogów
Kościesza wściekły był, głos jego rozbrzmiewał po całej leśniczówce budząc niepokój. Andzia zamknięta u siebie, płakała tak, że Lora i pani Smoczyńska nie mogły jej uspokoić. Minął dzień. Wieczorem Kościesza wezwał do siebie Adrjana Oksztę i zapowiedział mu, że ponieważ już wyzdrowiał, zatem może jechać sobie tam, dokąd niedojechał rozbitym kurjerem, gdyż i oni opuszczają już Wilczary. Student ukłonił mu się bardzo elegancko zapewniając go, że i dla niego Wilczary na dłuższy czas zamieszkania byłyby istotnie nudne, zatem opuści je bezzwłocznie, tembardziej, że ostatni dzień był stanowczo zbyt huczny, nawet, dla jego bujnej natury. Widząc zdziwione oczy Kościeszy rzekł wesoło:
— Tak, panie, to jest okolica katastrof kolejowych i domowych, te ostatnie zaś nie są nawet sporadyczne i zapewne staną się teraz epidemicznemi. Zauważyłem to, przeczuwam dalszy ciąg, zatem daję nura!
Znowu się ukłonił i z miną ironiczną szedł do drzwi.
— Nie podziękuje pan nawet za opiekę jaką dano tu panu?... — zasyczał głos Kościeszy.
Okszta zatrzymał się, chwilę pomyślał i twarz jego nabrała wyrazu bezczelnego.
— Owszem panie, postaram się by o mnie tu niezapomniano.
Wyszedł. Pan Teodor wzruszył potężnemi barami, myśląc:
— Zdecydowany warjat!
Podczas kolacji Hańdzia siedziała jak struta, tak samo pani Smoczyńska i panna Ewelina. Bronowski, który już także był na wylocie, przed odjazdem na wakacje i oczekiwał niecierpliwie przyjazdu Jasia Smoczyńskiego, by oddać mu ucznia, siedział jak mruk, wpatrzony w Lorę i zły; wiedział on o jej zadurzeniu się w Okszcie i bolał nad tem skrycie.
Żeby też zakochać się w takim ośle!... obłęd Tytanji! obłęd Tytanji, nic innego — powtarzał w myśli wielce strapiony.