prąd porwał mnie w życiu po raz pierwszy z taką ogromną mocą, że borykać się z nim było niepodobieństwem, byłoby zuchwalstwem. Adrjan mówił mi, że byłoby to nawet niedołęstwem. Nie nazwę tego „krzykiem życia“, gdyż to określenie stało się zbyt pospolitem w różnych romansach i dramatach; w naszym języku ten potężny, wspólny, wulkaniczny popęd nazywamy — koniecznością życia, jego treścią. I uległam, jak musi uledz każda roślina przyziemna i niebotyczna pod tchnieniem huraganu.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wczorajszej nocy, byłam u Adrjana...
Widzę, jak list odrzucasz z wyrazem pogardy, brzydzisz się mnie Andziu... Potępiasz? A ja ci mówię, że to nie była zbrodnia, lecz rozkosz tak wszechmocna, że nawet ze zbrodni mogła brać początek. Świecił księżyc... cisza... tajemniczość nocy uroczej i nasze misterjum upoiste... pod bokiem tyrana. Ale.... ty tego nie odczujesz...
Taka noc w Wilczarach mogła się zdarzyć tylko jedna, każda następna, mogąca już być pod grozą stałaby się profanacją... tej jedynej, niezapomnianej...
Postanowiliśmy nadal pić rozkosz z hojnej czary naszej krwi, ogniem wrzącej, lecz nie w Wilczarach, nie pod okiem starego szympansa. Nam trzeba przestrzeni, słońca piękniejszego, morza, gór i świata. Stepy za ciasne dla nas, bory wasze nazbyt głuche, my chcemy życia w pełni blasku, ruchu, gorączki. Nie marzyć, lecz szaleć, nie tęsknić, jak ty Andziu, ale chciwie zaspakajać wszystkie pragnienia i gnać, gnać na przełaj do coraz wyższej, niepojętej rozkoszy, ku ostatecznemu zapomnieniu o małostkach życia. Jeśli mnie potępiasz, żałuję, ale... ciebie. Tyś oto stworzona do innych ról w życiu, do innych przeznaczeń, jeśli Andrzej ci je wskaże, będziesz bardzo szczęśliwa. Może jesteś Cererą, Afrodytą i Junoną w jednej osobie, ja wolę być Djaną i poszczuć mego Akteona, gdyby mi się sprzykrzył. Przyczepiam ponadto do swych pięt skrzydełka Hermesa i posoch swój wznoszę wysoko, a łuk Djany łowczyni zwracam przeciw opinji.
Vogue la galere!
Przeczytaj ten list tylko samej sobie i niech twa przeczysta dusza rozgrzeszy mnie, lub jeśli nie możesz, śpuść na mnie zasłonę niepamięci. Jak siostry, proszę, opiekuj się mamą i, wytłumacz jej moje szaleństwo jak chcesz. Pisać do niej nie mam sił, bo i cóż napiszę? „Uciekła z gachem“ tak jej powie Kościesza, wbije nóż w jej biedne, matczyne serce. Ty Andziu złagódź tę ranę i bądź dla niej córką. Bronowskiemu powiedz, że był wcale nie głupi mówiąc, iż jestem nieobliczalna. Tobie