— Ależ!...
— Bo gdyby ci było dobrze, tobyś nie miała takich myśli.
Zasmuca mię to Andziu. Kocham cię z całej duszy, pragnąłbym ci nieba przychylić, a ty mi się tak odpłacasz?...
Dziewczyna stropiła się.
— Ojczymek mię nie chce zrozumieć, przecież jest mi w domu dobrze, i miło i oceniam to, ale chcę się uczyć. Czy to grzech? Myślałam, że ojczymek, jako dobry ojciec, nie będzie mi tego bronił, myślałam, że mi dopomoże w urzeczywistnieniu mych zamiarów, tak na to liczyłam.
W głosie jej zabrzmiała skarga. Kościesza patrzał na nią z pod zmrużonych powiek.
— Kto cię zbuntował Andziu? korepetytor, czy ciotka Smoczyńska? Za blisko jest ten ich Smoczew, za często tam chodzisz; Jaś i Lorka przewracają ci w głowie.
Wyprostowała się dumnie.
— Nikt mi tego nie doradzał, to jest mój własny projekt i marzenie. Wiem, że się młode panny kształcą w różnych kierunkach, co jest rzeczą naturalną i piękną. Ja chcę także kształcić się jeszcze, jestem młoda, zdrowa, łaknąca nauki...
— Jesteś jeszcze dzieckiem, moja Andziu, i sumienia bym nie miał wysyłać w świat taką bohaterkę, pionierkę nauki w krótkiej sukience i z buzią dziecka. Czy ty Aneczko myślisz, że świat jest wszędzie taki sam gościnny, jak w Tużerogach i Wilczarach, że ludzie są dobrzy, serdeczni?...
— Co mnie ludzie obchodzą, ja chcę się tylko uczyć.
— Ale przecie w kloszu się nie zamkniesz ze swemi studjami, musisz obcować choćby tylko ze środowiskiem miejscowej studenterji, a to już wystarczy, to już jest wielkie niebezpieczeństwo dla takiej, jak ty dziewczynki.
— Jakto, od kolegów miałabym się czegoś złego obawiać!?
— A widzisz, już im wierzysz nadzwyczajnie, nawet wcale nie znając i, nie przypuszczasz, że tam czyhaliby na ciebie, jedni na twą urodę, inni na majątek, jaki posiadasz. Ach, Andziu, wierz mi, bo tylko pragnę twego dobra, ty nie znasz świata i nie przypuszczasz, jak są podli ludzie. Ufać im nie można nigdy, nigdy moja dziecino.
Przygarnął ją znowu do siebie.
— Ty jesteś taka ładna, taka ufająca i słodka, tyle masz w sobie rozkosznej naiwności, tyle czaru, mieliby to źli ludzie zbrukać, zniweczyć tę twoją świeżość dziewiczą, zatruć ci serce; takie czyste, jasne twe myśli obciążyć fałszem, obłudą życiową, tak cię odrazu brutalnie wtłoczyć w nihilizm własny...
Andzia z podziwem patrzyła na ojczyma. Ogarniał ją przestrach.
— Dlaczego ojczymku tak ostro sądzisz ludzi? Czyż wszyscy są tacy źli?... O ile ja słyszałam i czytałam o sferach uczących się, są to właśnie idealiści, przesiąkli miłością dla
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/19
Ta strona została skorygowana.