Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/204

Ta strona została skorygowana.
XXIV.
Nad Słuczą.

W osobnym przedziale wagonowym, Andzia wciśnięta w kątek ławki oddawała się smutnym rozmyślaniom. Wyznała Hadziewiczowi rozmowę z Kościeszą, zaznaczając głównie fakt, że ojczym chciał ją przemocą wywieść za granicę i kategorycznie orzekł, że na związek z Andrzejem za nic nie pozwoli. Jednakże Hadziewicz z niektórych jej niedomówień i z jej zakłopotania, łatwo dopowiedział sobie resztę. Domyślił się wiele po jej wzburzeniu, przed ucieczką z Turzerogów, teraz umocnił straszne swe posądzenia i... zadrżał ze zgrozy.
— Myślałem, że on łakomy tylko na majątki, a ta bestja.... ot hańba!...
Hańdzia była w rozterce. W podnieceniu opuszczała Turzerogi, pragnąc tylko aby Kościesza jej nie dogonił i nie zawrócił despotycznie z powrotem, lecz gdy już pociąg ruszył, ścisnęło się serce dziewczyny bólem, owiał ją przykry niepokój, aż dławiący, poczucie samotności, żal za domem. Wszystkie te uczucia rozszlochały się w niej i jęły dokuczać. Oczy zmarłej matki prześladowały ją, oczy smutne, pełne wymowy tak plastycznej, jakby żyły i troszczyły się o córkę. Andzia modliła się do wizji matki, błagając jej ducha o ratunek, o radę. Co teraz z nią będzie?... Jest bezdomna, bo jakkolwiek jedzie do swego majątku, ale będąc niepełnoletnią nie może go jeszcze objąć we własne posiadanie. Podlega prawnej opiece Kościeszy i przygodnej Hadziewicza. Ojczym na mocy prawa może ją znowu styranizować. Administrator, człowiek bardzo życzliwy, ale obcy; przytem wymówił już posadę w Toporzyskach i Kościesza pozbędzie się go każdej chwili. Więc niema oparcia?... Jechać do ciotki, Hołowczyńskiej, jedynej krewnej daleko, aż na Podlasie, niemożebne! Stara kobieta nie zrozumiałaby tragedii Andzi, przeciwnie byłaby oburzoną za śmiały, ryzykowny krok dziewczyny. Zresztą Tarłówna znała tę ciotkę bardzo mało. Czuła więcej zaufania do Hadziewiczów.
Ale co będzie potem, co się stanie? Znajdzie oto w Toporzyskach ucieczkę chwilową, pierwszy instynkt samoobrony