Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/208

Ta strona została skorygowana.

miłość. Epopeę duchową wznosili do szczytów błądząc niby w złocistym tumanie z tym swoim poematem-cudem i z uśpioną chwilowo beztroską.
Dwa duchy uniesione w przestwór, — to oni, z ziemi wzięli tylko to co jest najpiękniejszego; ogień i purpurowe kwiaty.
Białe lilje znajdą i w obłokach.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Hadziewiczowie patrzyli z radością na ekstatyczną miłość młodych. Trapiły ich jeno obawy, kiedy i jak rzeczywistość mniej błękitna ukaże swe oblicze.
A może ta jaśń już na zawsze rozproszy mroki?...
Czyż możliwe na świecie istotne szczęście?...
Czyżby ci młodzi odkryli skarb... czy na długo?...
Wszak nawet słońce chmurami się zasnuwa...
Staruszkowie wierzyli w złotą nić przeznaczenia młodych.