Nie okułeś jej w kajdany, rozszarpała więzy, ciebie zaś zostawiła w błazeńskiej masce. Ach tyranie jakiś ty śmieszny!... — drwił demon — skaczesz z gniewu, pienisz się, wyjesz, gromisz ludzi...
O... o... patrzcie... August na arenie!...
...Jakiś ty śmieszny!... Ona już daleko w swym spadkowym majątku, który ci tak zapachniał... Ciąłeś lasek... ładowałeś kieszenie pieniążkami... och jak to smakowało!... ona to zobaczy... jej to pokażą... Jakież będzie miała genjalne wyobrażenie o twej uczciwości, jak ci zacznie ufać...
O!... jak cię będzie szanowała... Ha, ha, ha! Ha, ha, ha!...
Szatan bryzgał cynicznym śmiechem i ciskał w uszy Kościeszy kpiące szepty, naigrawał się z niego.
Olelkowicz z nią będzie, odnajdzie, pojedzie tam bez skrupułów... zaręczą się...
...A ty... a ty?... Jakaż to twoja mina teraz wobec Olelkowicza i Andzi?... Chciałeś ich zmusić, do własnej woli nagiąć, a oto oni ciebie zmuszą, teraz ustąpisz... musisz!... ha, ha!...
— Ty... i musisz ulec!...
Kościesza myślał chwilami, że oszaleje. Nigdy dotychczas nie był tak złamanym, nigdy nie czuł tak dotkliwie własnej nicości, bezwładztwa i upokorzenia. Całą noc nie powstał z fotela, następny dzień torturował swą duszę w dalszym ciągu. Rojowisko najróżnorodniejszych myśli, projektów kłębiło się z sobą, nie dając rezultatów.
Pojechać tam, zabrać ją przemocą z powrotem... styranizować... A Olelkowicz?... On tam jest... Z nim zadrzeć?... On jej sobie odebrać nie pozwoli. Teraz on ma przewagę.
...Zresztą i ona, skoro uciekła, nie powróci tu, nawet pod presją.
Nie jest pełnoletnią, można ją zmusić prawnie...
A Olelkowicz?... znowu ostrzeżenie...
Ten potężny panek w okolicy świat poruszy, lecz jej nie odda.
Zresztą skandal. Dosyć jednego. Tarłówna uciekła od ojczyma i... przed ojczymem — rozbrzmi po okolicy... już pewno wieść niesiona z ust do ust grzmi naokoło... Wywoływać nowe awantury?... Jakiż cel?...
...Chcesz być błaznem do końca? dalejże! Hej! pozwól sobie — drwił demon.
Cóż pozostaje?
Ty... Kościesza musisz się upokorzyć jechać tam, do niej... do nich i pozwolić na małżeństwo jej z nienawistnym Olelkowiczem... Z uprzejmą miną, z ojcowską powagą...
Ha, ha, ha! śmiał się demon.
...I pobłogosławić młodym z ojcowskiem namaszczeniem.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/211
Ta strona została skorygowana.