I znowu minął rok.
Siedzą we czworo, na polance małej, wśród boru, pod — „czarcim mostkiem”. — Taką nosi nazwę uroczysko leśne, odległe od Wilczar, przerżnięte przez środek małą grobelką „z piekła rodem”, z mostkiem „gdzie straszy”, jak niesie legenda. Siedzą przy ognisku. Stary borowy Grzegorz dokłada chrustu, płomień bucha w górę falistym słupem, krwawo złotym, przyjaźnie zbratanym z dymem czarnosiwym. Sypią się gęsto iskry ostre, ogniste, ogień pryska, roznosi specyficzny zapach dymu i płonących gałęzi. Raźny jakiś nerw budzi się w gromadce, trzask wesoły biegnie po polanie, wołając — ogień! ogień! Ale ogień ujęty w ramy okopanej ziemi, bezpieczny a piękny. Faluje coraz wyżej, dym puszcza nad sobą, ciska się, złości, rozjaskrawia, lub płonie purpurą, ma chętkę pobujania wśród sosen. Och! lizałby im korę, gryzł trzewia, przemieniałby zielone igły w bronzowe sople, kurczyłby soczyste liście brzóz, szumiałby, huczał jak żywioł prawdziwy i rozpanoszony. Och! trzaskałyby szyszki, umykał zwierz leśny, a ogień parłby naprzód, w górę, w szerz i w płonący uścisk chwytał bór wielmożny, taki dumny, groźny, zda się niezwalczony. Puśćcie mię jeno i nie brońcie! skruszę tę potęgę, zegnę ją w pokłonie dla siebie, że legnie u mych stóp ognistych zczerniały bór, popiołem okryty, nędzny jak żebrak, nie!... spalony, straszny jak trup. Pozwólcie mi jeno... Jam jest mocarz nad mocarze.
Ale stary Grześko czuwa, on zna temperament cichego ogieńka, co umiejscowiony, wzięty w karby, już teraz wygląda, jak zaborca krwiożerczy, łaknący pogorzeliska.
— Nie, kraśny kogutku, nie zapiejesz ty na cały bór, nie bój się — mówi z flegmą, ogarniając łopatą ziemię dokoła stosu.
Andzia, Lorcia i Jaś Smoczyńscy, skupieni ciasno przy sobie, zajadają ze smakiem zabrane z domu prowianty: chleb
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
III.
Czarci mostek.