Stanęli przed mostkiem, gdzie Jaś zaklinał się Lorci, że tylko co widział rogi djabelskie z za belki i że słyszał klapnięcie kłami.
Lorcia śmiała się, ale stary zrobił minę zafrasowaną. Oczy jego utkwione były w czeluść czarną pod mostkiem, gdzie bagienko lśniło złowrogo, ponurą taflą o miedziano-żelaznym refleksie. Jak przerażony i drżący, stał z tak widoczną chęcią ucieczki, że aż to Andzię zastanowiło.
— Cóż ty się naprawdę djabła boisz i wierzysz w niego?
— Jakbyś sama zobaczyła, tobyś umarła. Przysięgam, żem go widział, ot tu...
— Cicho! Sza! — zamamrotał Grześko. — Ten mostek dziś niepewny. Czuję, że jest źle. Zagłośnom krzyknął słowa niewiasty z tej historji. Boże chorony! Niech panienki i panicz ułapią się mnie za kapotę, da idą wolno z mną, przy końcu trza się w ten mig obrócić tyłem do grobli, a twarzą na mostek. Tak już i trzeba, nic nie poradzi — dodał, widząc lekki opór Andzi.
Sytuacja zaczęła pomimo wszystko stawać się szczególną.
Mimowolny dreszcz jakiś przenikał nerwy, bo jednak obecni odczuwali wyraźny niepokój i tę pewność niewiedzieć skąd rodząca się, że pod mostkiem coś jest.
Czy to była sugestja po słowach Jasia i Grześka, czy też, zwykła intuicja, częsta u ludzi nerwowych lub podnieconych, dość, że lęk dziwny przenikał i zupełna świadomość, że w tej bagnistej czeluści coś się ukrywa. Stary borowy zdradzał przestrach zupełnie jawny.
Dziewczęta jak spłoszone chwyciły starego pod ręce. Jaś przyczepił się tuż za Andzią do jego ramienia. Grzegorz patrzał bystro na bale mostkowe, gdy w tem Tarłówna szepnęła mu w same ucho.
— Wracajmy, idźmy inną drogą.
— Teraz nie można — odszepnął z oburzeniem — teraz zarechotałby śmiechem, taj szedł za nami, bo nasby zwojował. Teraz nie można.
Energicznie wstąpił na mostek, ciągnąc za sobą wystraszoną młodzież. Patrzał na bale i mamrotał zaklęcie po małorusku:
„Ty mene rohom — wże po rohu.
Ty kopytom — po kopyti,
Ślipiami ne zwojujesz — zubom ne zakłujesz,
Chwostom ne zrejmantesujesz.
Na pohybel tobi — ja idu
Da krestik na tebe kładu.
Czorty i Dit’ka w debru hup!... hup!...
W tej chwili doszli do przeciwległego brzegu mostka i stary zrobił gwałtowny obrót naprzód. Jaś potknął się tak silnie, że omal nie upadł, lecz wtem krzyk okropny wybuchnął ze wszystkich piersi, przerażenie obezwładniło ich na miejscu.