Szaro już było zupełnie, gdy mijając nasyp kolejowy, ujrzeli sągi drzewa i wielką brzozę rosochatą o płaczących gałęziach.
Andzia zawołała.
— Pamiętasz, Jasiu, jak przed dwoma laty leżałam tu pod pociągiem, a ty ukryty za tą brzozą bałeś się o mnie okropnie? Taki byłeś blady, i wystraszony. Mnie się zdaje, że to sen. Pamiętam dobrze ten strach, huk, łomot... Jasiu, co tak myślisz?...
— Wiesz, Andziu, że ja już pewno w życiu nigdy takiej strasznej chwili, jak wtedy, nie będę miał. Cóż się ze mną działo, kiedyś ty leżała pod wagonami! Dusza mi zamarła zupełnie. Zdawało mi się, że umieram. Już teraz nie lubię tego miejsca, przeraża mnie ta brzoza płacząca nad grobem, i pomyśleć, że jednak to mógł być twój grób, Handziu.
Spojrzał na nią ze zgrozą w oczach i dokończył szeptem.
— Ale wówczas byłby już i... moim.
— Głupstwa pleciesz, Jaśku — zawołała oburzona.
Po chwili westchnęła.
— Ach, takbym pojechała w świat po tych szynach, tak mnie świat zaciekawia, dalekie kraje, morza, góry. Czemu nie jestem ptakiem? Fruwałabym swobodnie, szeroko, pod chmury, w błękit, żeby mi było jasno i przestrzennie. Ale do Wilczar wracałabym zawsze na odpoczynek, do naszych borów. A ty Jasiu?...
— Może i jabym chciał, ale ja mam tylko chęci, ty zaś masz skrzydła. Moje lotki podcięte.
— Jak to Jasiu?
— Jesteś bogatą, więc wszystko możesz. Jesteś bardzo bogatą dziedziczką. Przecież prócz Toporzysk i Drakowa, twoje są także i Wilczary. Świat stoi otworem, a gdy się zmęczysz, wrócisz, jak sama mówisz, do swych borów.
Tarłówna zamyśliła się i posępniała. Po chwili rzekła cicho.
— A jednak i moje lotki nie na wiele się przydają. Pragnęłam jechać, kształcić się do Krakowa, chodzić na kursa przyrodnicze, tak mnie to nęci, porywa... I cóż się stało?... musiałam zostać.
— Bo jesteś safanduła! — zawołała Lora. — Jabym tam sobie nie dała po nosie grać nikomu, szczególnie gdybym była bogatą. Ho! ho! ja i bez pieniędzy zrobię w życiu, co zechcę, nikt mi w niczem nie przeszkodzi.
— Gdybyś była Lorko na mojem miejscu, inaczejbyś mówiła.
— Ani trochę! Nikt wierzy, żeby twoja matka żądała od ojczyma takiej nad tobą kurateli, a już jego osobiste elegje nie wzruszyłyby mnie. On swoje przeżył, tobie się teraz należy zakosztować świata. Ja już zaczynam tęsknić za czemś innem, niż nudny nasz Smoczew, wasze Turzerogi, Wilczary i wszystko,
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/34
Ta strona została skorygowana.