ciężko na piersi, kiwała się załośliwie, jak stary, jęczący dzwon, co przeczuwa wiele i już na trwogę woła.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Towarzystwo z Grzesiem na czele wracało do Wilczar.
Olelkowicz szedł z Andzią i zabawiał ją wesoło, chcąc zagłuszyć przykre wrażenia wróżby, które nurtowały go uparcie. Ale wesołość jego była trochę sztuczna.
Jaś wlókł się za nimi, odczuwając dziwny ból w sercu, nieznany dotąd, niepokojący. Wyłękłemi oczyma śledził Andzię i drżał o nią, jakby groza wróżby już realnie nad nią zwisała.
Weszli w wąski przesmyk, pośród gąszczu drzew i niskiego podszycia lasu. Brnęli w głuszczy zielonej, zanurzeni w niej zupełnie. Andrzej rozsuwał przed Andzią gałęzie wielkolistnych leszczyn, torując jej drogę. Szli przez przesmyk leśny w najwięcej zarośniętej części. Nagle Andzia i młody pan drgnęli i cofnęli się instynktownie w tył. Z gęstwiny wynurzył się ktoś podobny do widma, cały szary, jakby w zmurszałych łachmanach, czynił wrażenie żyjącej zgnilizny. Zgarbiony, nędzny, z twarzą obrośniętą zwierzęco kudłami nieokreślonego koloru. Był jak małpa, z ruchów niby płaz czający się. Przystanął na sekundę tuż przed Tarłówną, i Olelkowiczem. Ujrzeli jego wzrok kosy, zwierzęcy. Przecinając im drogę w poprzek, posunął się dalej krokiem szakala i wsiąknął w gąszczach.
— Cóż za ponura postać — szepnął Andrzej. — Wygląda jak kupa mierzwy.
— Albo jak zły duch. Kto to jest? Straszny człowiek — odrzekła Tarłówna.
Grześko przeżegnał się zabobonnie.
— Może to i nie człowiek, bojarzynko, może to Antychryst? Ale że w nim złe siedzi, to pewno... Boże chorony! To jest Chwedko. Ma kurną norę na granicy lasów wilczarskich i turzerogskich, żyje sam, jak upiór w mogile i tak włóczy się jak upiór; musi niesamowity, bo często nieszczęście z sobą nosi.
— Jakie znowu nieszczęście!? co Grześko prawi? Dość tych wróżb! — zawołał Olelkowicz rozdrażnionym tonem.
— Taj hodi panyczu! Stary Grześko nie kłamie. Chwedko to parszywa wołokita, jego ludzie boją się gorzej biesa, da uciekają od niego, on tylko... u... pa...
Stary umilkł nagle.
— Coście chcieli powiedzieć, Grzesiu? mówcie, jam ciekawa — prosiła Andzia.
— Boże chorony, Chwedko tylko u pana w Turzerogach ma łaski... ale to czortowski kum.