Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/54

Ta strona została skorygowana.
V.
Zgliszcza.

Pan Teodor Kościesza szedł wolno drożyną, wśród pól kłosistych wijącą się kręto. Pogoda lśniła nad nim cudowna, ale złote uśmiechy słoneczne nie zgasiły ponurego wyrazu w jego ciężkiej twarzy, jakby wykutej z jednej bryły skalnej, tak była z gruba ciosana i martwa w swych topornych linjach. Złomy czoła i policzków wklęsały w głąb pod naporem oczu, jak nity płaskich i jak nity żelaznych w barwie i wyrazie. Włosy czarne stały na głowie twardo, w jeża: wąs krótki, przystrzyżony i takaż broda, okalająca sztywno kamienny profil. Dwie władze były cechą wybitną tej twarzy; wzbudzała dreszcz przestrachu, lęku, jak przed jasnowidzącym i magnetyzując siłą dziwną, potrafiła panować, brać ofiary, które idą zniewolone, lecz z odrazą. Cała postać wielka, ociężała sunęła rytmicznie, ruchem nieco niedźwiedzim. Ręce założone za plecy, trzymały w dłoniach laskę i były w ciągłym ruchu, palce przebierały kurczowo niby prądem elektrycznym poruszane. Szedł z głową pełną myśli o Andzi. Zabrał ją z Wilczar pomimo jej protestu, gdyż drażniły go wycieczki z Jasiem Smoczyńskim, wreszcie ostatnio z Olelkowiczem.
— Po co się już i ten przybłąkał?...
Ale przerwana sielanka wilczarska nie zmieniła sytuacji. Jaś bywa w dalszym ciągu, trudno mu tego zabronić. Sąsiad najbliższy i kuzyn, od dziecka zżyty z Andzią, stały towarzysz jej dzieciństwa, potem zaś wszystkich świąt i wakacji upragniony kompan. Brat Lorci, ta zaś również jest codziennym gościem w Turzerogach, syn Malwiny Smoczyńskiej, z którą Kościesza liczył się trochę, gdyż była kuzynką i przyjaciółką jego żony, oraz przez pamięć na męża zmarłego, bardzo szanowanego w okolicy. Wymówić dom jej dzieciom, niepodobieństwo...
Oni zaś oboje niepokoili pana Teodora coraz więcej. Lorka zbyt śmiała, sprytna i zalotna mogła na Andzię wywierać wpływ niepożądany, Jaś z dziecka wyrastał w młodzieńca i zanadto serdecznie garnął się do Andzi, za radośnie na nią spoglądał.