Teraz znowu Olelkowicz.
Kościesza żałował, że pozwolił młodemu paniczowi polować na Krasnej duszohubie, nie przypuszczał wówczas takiego spotkania z pasierbicą. I oto Andrzej „zanęcił się“, bywa bardzo często, zajmuje się wprawdzie głównie Lorką, lecz Kościesza ma bystry wzrok, jest przewidujący. Jak na to zaradzić?
Diewczyna ma już osiemnaście lat, jest ładna, pociąga wdziękiem niezwykłym i wiele obiecuje.
Olelkowicz znał ją zupełnie małem dzieckiem i sam był smarkaczem w mundurku uczniowskim; teraz to co innego: teraz te odnowione wizyty mogą się stać niebezpiecznemi przytem...
Trzeba to przykrócić, tak pozostać nie może. Trzeba!
Gdy podobne słowo odbije się w myśli Kościeszy, już decyduje. Prędzej, czy później, zależnie od okoliczności, zaczyna ono działać powoli, systematycznie, zanim się nie spełni.
Wyrok na Jasia i Olelkowicza był już wydany.
Pan Teodor wszedł na otwarte pole zżętej pszenicy, na którem ustawiono stertę. Szerokiemi krokami zbliżył się i nagle stanął. Oczy mu błysnęły gniewem.
— A co, znowu jest?! Ależ to istna plaga!... — wyszeptał zły.
Przy stercie wrzała robota, kręciło się kilka dziewcząt i parobków, wśród nich Kościesza dojrzał Andzię, Lorkę i dwóch paniczów przed chwilą osądzonych. Tarłówna w powiewnej, ponsowej sukience, z chusteczką czerwoną, związaną po chłopsku na czarnej głowie, stała na stercie i przyjmowała snopy, które podawał jej Olelkowicz z wysokiej naładowanej fury. Jaś układał snopki z fornalami, Lorka zaś na dole ograbiała stertę, udając robotę, w rzeczywistości zaś śmiała się, pokazując zmysłowo ząbki białe młodemu korepetytorowi o wyanielonej minie. Ukazanie Kościeszy spłoszyło tę parę. Lorka zaczęła pilnie grabić, młodzieniec dał susa za stertę i wówczas dopiero zajął się gorliwie uczniem swym Januszkiem.
Andzia zawołała:
— Ojczymku, pracujemy! Jestem cała spocona; dotrzymuję placu panu Andrzejowi. Sterta prawie gotowa.
— Może już dosyć, zmęczysz się. Ale pan nie tęgo myśli o własnych żniwach w Prokopyszczach — dociął Kościesza, z ironią odpowiadając na ukłon młodego pana.
— Ee! obejdą się tam bezemnie; mój rządca da sobie rady. Trzymam się maksymy... żyj tam, gdzie ci lepiej, że zaś tu...
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/55
Ta strona została skorygowana.