Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/69

Ta strona została skorygowana.

Pani Smoczyńska wzruszyła ramionami. Prowadzona przez Andzię stękająca i zrozpaczona weszła do przeznaczonych dla niej pokojów.
Odczuwała ona w części przykre stanowisko swoje w domu Kościeszy, ale pogrążona w głębokim żalu po stracie własnego domu, głównie na to kładła nacisk w swych odczuciach. Całą ironię położenia uczuwał tylko Jaś; był spoliczkowany nieszczęściem i strasznym dla niego zbiegiem wypadków, Andzia nie wiedząc nic o zajściu Jasia z Kościeszą, nie pojmowała zachowania się chłopca wobec pozostania matki i siostry w Turzerogach.
Błagał matkę, by tego nie czyniła, chciał zabierać ją z sobą do Moskwy. Gdy się Andzia stanowczo temu oparła i gdy pani Smoczyńska okazała się za słabą do podróży, potem do zamieszkania w mieście w nieszczególnych warunkach, Jan musiał zgodzić się na pozostawienie w Turzerogach, ale był zrozpaczony.
Ta rozpacz jego i sposób postępowania Jasia względem Tarłówny, zupełnie różny od dawnej swobody, uświadomił Andzię, że coś zaszło niezwykłego.
Oburzyło ją traktowanie Jasia przez Kościeszę, nadzwyczaj chłodne, wprost odpychające. Handzia czuła żal do ojczyma, nieufność wsiąkała w jej duszę coraz głębiej i bolała.
Sama podwoiła serdeczność względem pani Smoczyńskiej. Po odjeździe Jana pani Malwina długo nie mogła się uspokoić, zrywała się, by jechać do Moskwy, skarżyła się ze swych skrupułów, że nadużywa grzeczności Kościeszy i że powinna zamieszkać bodaj w ocalonym czworaku w Smoczewie, nie zaś w Turzerogach. Gdy Andzia ją uspokajała pani Malwina rzekła raz z płaczem:
— Dziecko moje, gdybym była u ciebie w Toporzyskach lub Drakowie, tobym się czuła szczęśliwa, ale tu... pod dachem tego człowieka... który twoją mamę...
Podobne niedomówienia sprawiały Andzi zawsze dużo przykrości. Dawno już z rozmów z ciotką Smoczyńską, i z różnych półsłówek Grześka gajowego, domyśliła się, że matka jej z Kościeszą nie była szczęśliwą, jednak szczegółów bliższych tej historji nie znała. Wiedziała tylko, że matka jej Hołowczyńska z domu, była jedynaczką, piękną, pieszczoną, że mieszkała z rodzicami w Turzerogach i że będąc bardzo młodziutką wyszła za mąż za Adama Topór-Tarłę, właściciela obszernych dóbr na Wołyniu: Toporzysk i Drakowa. Po kilku latach szczęścia i po urodzeniu córki Anny, Iza Tarłowa została młodą wdową, córka zaś jej prawem spadku po ojcu oddziedziczyła jego majątki.
Jednakże bojąc się wspomnień choroby i śmierci męża, Iza zamieszkała z dwuletnią córeczką nie w Toporzyskach, lecz w Turzerogach, który to majątek dostała w posagu. Rodzice jej,