Lato dobiegło końca.
Przyroda witała jesień sytą, pełną dostatku i łakomych obietnic. Ostatnie złote blaski słońca przyświecały ludziom, ale zapowiedź rychłych słot sunęła już po niebie coraz mglistszym, niby usypiające zwolna oko pogody.
Życie w Turzerogach płynęło monotonnie. Andzia z pomocą panny Eweliny zajęła się szczerze szkółką, i ochroną dla dzieci wiejskich. Pragnęła jeszcze założyć szpital, lecz tu Kościesza opierał się, pomimo obietnicy.
— Niedość, że się chamy uczą, i bawią, jeszcze ich będę leczył?...
Andzia nie mogła wywalczyć tego. Prócz filantropijnych zajęć kształciła się sama i z pomocą nauczycielki. Po za tem interesowała się gorliwie Smoczewem, wpływając na ojczyma i na rządcę turzerogskiego pana Kadłubka, aby folwark ciotki Malwiny obsłużony był, jak potrzeba. Sama zaglądała tam bardzo często i z radością oddała ciotce pieniądze za kartofle i buraki, wykopane prawie pod jej nadzorem.
Andzia stała się opiekunką i lektorką matki Jasia.
„Posiedzenia literackie“, wedle określeń Kościeszy, były dla pani Smoczyńskiej jedyną pociechą w jej ciężkich myślach, listy zaś od Jasia jakby głównym celem jej życia. Do listów tych wzdychała, wpadając w rozpacz, gdy poczta nie przyniosła jej upragnionej koperty. Nie odczuwała pomimo to w słowach syna jego duszy, nie umiała czytać pomiędzy wierszami. Za to Andzia posiadła prędko tę sztukę i łatwo doszła do przekonania, że Jaś cierpi nietylko duchowo, ale że mu jest bieda materjalna. Jakkolwiek do niej nie pisywał wcale w obawie nowej przykrości ze strony Kościeszy, pomimo to Andzia postanowiła rzecz zbadać i coś na to zaradzić. Dziewczyna czekała świąt Bożego Narodzenia, tymczasem święta nadeszły, ale Jan nie przyjechał. Wytłumaczył się przed matką listownie brakiem czasu, bo przez ciąg ferji świątecznych postanowił pracować. Andzia domysły swe wyznała pani Malwinie, skłoniwszy ją do wysłania Jasiowi pewnej, nie dużej zresztą kwoty, jako podarunek noworoczny.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/75
Ta strona została skorygowana.
VII.
Ta kartka.