Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

Albo:
— Panie Kadłubek, wleź pan cały w komin, to będzie lepiej, poco pół-środki?
Często przedmiotem jego zaczepek bywała pani Malwina, praktykant lub korepetytor. I tak:
— Nie pojmuję kobiet, robiących wiecznie szydełkiem, cóż za bezmyślność! pani jest jak Penelopa, z tą różnicą, że oczekuje na synala, zamiast na męża, ale to się chyba również pruje po nocach, bo zawsze tyleż tej kapy, czy dery, nic nie postępuje robota....
— To jest nie derka, tylko dywan do kościoła — odpowiada matka Lorki z dąsem.
— Dywan? A to coś nowego! moje konie mają ładniejsze dery. Panie Bronowski, niech pan uważa na malca, pędzel z farbą macza w ustach, truje mi pan chłopca przez te banialuki literackie.
Gdy Kościesza spostrzegł zachwycony wzrok korepetytora, utkwiony w twarz Lorki, natychmiast następowała uwaga mniej więcej taka:
— Pan Roman zapomina, że jutro trzeba być trzeźwym przy nauce, wszelkie roztkliwiania są dla pedagoga niestrawne.
Pewnego dnia zwrócił się wyłącznie do panny Eweliny:
— Pani zaprowadza u mnie w domu zwyczaje republikańsko-socjalistyczne: wspólne czytania, ogólne głosowanie. Ja tam jestem rojalistą i konserwatystą.
— O tak, i samowładcą — wyrwało się Andzi.
— Co przez to rozumiesz? — spytał zimno.
— Że ojczyk jest zwolennikiem feudalizmu i jako taki bywa często srogi i bezwzględny.
— Zgadłaś! Bo siłę i moc uznaję przedewszystkiem; siła to puls życia.
— Siła serca i uczuć, siła charakteru, lecz nie siła przemocy, — wtrąciła panna Ewelina.
— Serce i uczucia są to babskie łachy, któremi się zawsze zasłaniacie, mężczyźni mają inne zadania, prawdziwi zaś geniusze, ludzie wielcy przeważnie posiadali tylko siłę.
— Jakie to szczęście, że pan nie jesteś ani geniuszem, ani wielkim! — zawołała Lorka.
Wszyscy uśmiechnęli się dyskretnie.
Kościesza popatrzył na nią oczyma wieloryba, ale nic nie odrzekł.
Podczas jednego z takich wieczornych posiedzeń nagle w otwartych drzwiach od sieni stanął Olelkowicz. Pierwsza spostrzegła go Andzia. Gorąca krew oblała jej policzki, zerwawszy się, powtórzyła kilkakrotnie radosny okrzyk:
— Pan Andrzej! Pan Andrzej!