postrzeżenie wybiegła pierwsza; dopadła ją Lorka, zdyszana i gniewna.
— Pokaż kartkę, pokaż zaraz kartkę!
Tamta wyprostowała się jak struna.
— Nie pokażę nigdy, rozumiesz! — wybuchnęła z pasją.
— Dlaczego?...
— Bo nie chcę!...
— Ojczymkowi pokazać musisz; nawet pannie Ewelinie.
Oni zażądają...
— Czy ty ich do tego skłonisz, Lorko?...
Smoczyńska zająknęła się.
— Ach! jak wybornie zrobił twój ojczymek, że zlekceważył tego... bałamuta.
Tarłówna milczała; milczała już na wszystkie zaczepki Lory i na jej żarty.
Lecz gdy noc zapadła i Lora zasnęła, Andzia cichutko opuściła łóżko, w bieliźnie, boso skradając się jak kotka, wśliznęła się do łazienki, obok sypialni. Tam, w wannie, zapaliła mały ogarek świeczki, siadła w kucki na zimnym metalu, i ze wzruszeniem rozwinęła zgniecioną kartkę Olelkowicza.
Czytała pisane ołówkiem, zamazane już trochę słowa.
„Jestem pod twym urokiem od pierwszego spotkania... Czy pamiętasz? Na Krasnej duszohubie? Nie wierz pozorom, które do czasu zachowane być muszą. Jeśli jeszcze nie rozumiesz dlaczego, ufaj mi, z czasem zrozumiesz sama. Twój A.“.
Andzi serce biło radosnem tępem w dziewczęcej piersi. Więc jego zajęcie się Lorką to tylko pozór konieczny, ale dlaczego, co go do tego zniewala?
Oto dziś, przed godziną, mogła zrozumieć; niechęć ojczyma aż nadto wyraźnie objawiona Andrzejowi, niegrzeczność względem gościa, to tłumaczy wszystko.
Andrzej odgadł, że Kościesza go nie lubi. Ale za co?
Tarłówna przypomniała sobie parę faktów, świadczących wyraźnie o tej niechęci. I oto stanęła po raz pierwszy przed zagadką niewytłumaczoną dla niej. Ojczym wydał jej się nagle siłą potężną, groźną; on sam mówił, że wierzy tylko w siłę, — uczucia lekceważy; serce i uczucie są to „babskie łachy“, jedynie siła jest prawem. Czyż siła wszystko może? pozwala być niegościnnym... pozwala gościa wypędzić z domu w nocy, w zamieć śnieżną, w bezdroża, skazując go na kilkomilową podróż. To jest wszystko siła?...
Nasunęły się przypomnienia. Andzia wyłowiła z nich fakty, że Kościesza zawsze był łaskawszy dla Olelkowicza, gdy ten przestawał z Lorką, ach, nawet bywał wesół, dopomagał Lorce do kokietowania Andrzeja. W jego nieobecności żartował z Lory, że zbałamuciła „kniazia na Prokopyszczach“ i że zostanie najpewniej, „kniaziową“, że zaś jest energiczna, więc będzie z niej czasem druga „kniahini Kurcewiczowa w cycowej spó-
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/80
Ta strona została skorygowana.