Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

Ciało miała silne i rozrośnięte; szeroka w biodrach, o wypukłych, twardych piersiach, prężna była i, pomimo nadmiernie rozwiniętych kształtów, powabna pierwszą młodością, lecz namiętną i pragnącą.
Tarłówna usiadła na łóżku zdumiona, myśląc, że śni.
— Lora!
A tamta przegięła się jeszcze silniej w tył i drgnąwszy lekko, wolnym, leniwym ruchem, bezwiednie może wyuzdanym, odwróciła do Anny owianą złotem głowę.
— Zbudziłaś się?... patrz! prawda, żem piękna?.... Ja nawet sama nie wiedziałam, że jestem taka, bo... to, co najpiękniejsze, to się szmatami zakrywa... to niby nieprzyzwoite. Barbarzyństwo! Nos, który się wyciera nieestetycznie, i usta ładowane pieczenią mają być przyzwoitsze?! Patrz; jaką ja mam skórę, karnacja marmuru, a w dotyku atłas, miękka, ciepła.... a moje piersi — widzisz? — jakie jędrne i nabrane młodości i siłą, a różowe, jak czary pełne wina rubinowego. Cóż tak na mnie patrzysz, Andziu, takie zdziwione masz oczy?
— Piękna jesteś istotnie, Lora, ale... sama nie wiem..... może to robi wstyd... jednakże.... gdybyś się nie obnażała.....
— Byłabym piękniejszą, prawda?... Ha!... ha!.... Cóż za biblijne przekonanie! Piękne, nagie ciało to nie jest wstyd, moja Andziu, to nie jest też zasługą, lecz sztuką. Gdybym podziwiała własne cnoty lub jakikolwiek swój wytwór, mogłoby to być niesmaczne, jako przechwałka, ale patrząc na swoje kształty, podziwiam w nich naturę, artyzm.
Podeszła do Tarłówny i stanęła w całej pełni światła i swej wyzywającej postawy.
— Ty tak mówisz, bo jeszcze sama siebie nie znasz, zdejm bieliznę, a zobaczysz. Ja cię kiedyś podglądałam w kąpieli, ale i bez tego wiem, żeś cudownie złożona. Tylko tyś wiotsza odemnie, masz płynniejszą linję bioder; i mniejsze od moich, lecz wyniosłe i krągłe piersi. Przytem ja jestem rozrośnięta, a tyś drobna, mnie zakuć w marmur, ciebie rzeźbić z alabastru. Rozbierz się, Andziu.
— Za nic na świecie! — zawołała dziewczyna, płonąc na samą propozycję.
— Dziecko jesteś! Wszak nas nikt nie widzi, a choćby zresztą?... Mnie się nie wstydź, ja będę cię tylko podziwiała. Wyobrażam sobie jakby wyglądały twoje czarne warkocze, roztrzęsione na plecach różowych, ściskałabyś pewno kolana i, rzęsy, których ci zawsze zazdroszczę, zwiesiła na zarumienione policzki. Wystąpiłaby ci na brzoskwiniowe ciało lekka, gęsia skóra wstydu i drżałabyś i byłabyś taka śliczna, Andziu! Ubiorę się w ten koralowy woal twój, ustroję cię, jak grecką Cyrce, lub dziewczę niewinne, wybrane dla sułtana, ja zaś będę heterą. Chodź!... urządzimy żywy obraz.