Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 1.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

— Jakaś ty ładna Anuś! Ty wiesz jak cię kocham i lubię często mieć przy sobie, tymczasem w Wilczarach zabierają mi cię stale... Grześko i natura. Gdybyś ze mną chciała jeździć, to bym wolał.
— Bryczką i po tartakach? Ja wolę pieszo i w kniei. Ale zresztą — poprawiła się — jak ojczyk zechce to będę jeździła z ojczykiem.
Na tem stanęło. Andzia oczekiwała z utęsknieniem upragnionej wycieczki, będąc coraz niespokojniejsza z powodu milczenia Olelkowicza. Lorka wyśmiewała się z jej tęsknoty. Pani Malwina zaś, oczekując ciągle przyjazdu syna, wmawiała Andzi, że tylko od niej zależy, by Jaś częściej przyjeżdżał do Turzerogów.
Tarłówna łatwo skombinowała manewry ciotki. Oto niby nie wyraźnie, ale stale łączyła Jasia z Andzią, Andrzeja zaś w marzeniach swych przeznaczyła dla Lory.
Tak trwało do Wielkiejnocy. Jaś znowu nie przyjechał. Pani Smoczyńska wystąpiła z wyraźną wymówką do Tarłówny, że to jej wina, że oboje z Kościeszą nie wchodzą w położenie chorej matki i że są bez serca.
Dziewczyna rozżalona miała długą rozmowę z ojczymem i błagalną, rezultatem której był własnoręczny list Kościeszy do Jasia, proponujący mu posadę korepetytora dla Januszka na całe wakacje, ponieważ Bronowski na lato wyjeżdża. Warunek ten postanowiony przez Kościeszę kategorycznie, okazał się jedynym, gdyż student kondycję przyjął.
Anna była uradowana, ale pani Malwina i Lorka, oburzone za „wyzyskiwanie“ Jasia, dręczyły ją bolesnemi wymówkami, lecz choć dokuczały one jej bardzo, nie wyznała całej prawdy, wstydząc się za Kościeszę.
W połowie maja, pewnego dnia, przy obiedzie, pan Teodor zwrócił się do Andzi ze słowami:
— Pojutrze wyjeżdżamy do Wilczar. Zarządź, Aneczko, co potrzeba, zabawimy tam parę tygodni.
Dziewczyna wybuchnęła radością, rzuciła się do ojczyma z podziękowaniem. Nagle posmutniała i bez namysłu palnęła najniedorzeczniej:
— Jaka szkoda, że Jaśka nie będzie, cóż tam bez niego!... Ojczymku, zaczekajmy do końca czerwca, aż Jaś przyjedzie i wówczas dopiero...
Kościesza gwałtownie wstał z krzesła, zawołał szorstko:
— Jan przyjeżdża tu jedynie na posadę, nie dla przyjemności, proszę o tem pamiętać. Do Wilczar jedziemy pojutrze. Tak chcę!...
Zalaną łzami panią Malwinę panienki odprowadziły do jej pokoju. Prawda okazała się zbyt jaskrawo i dotkliwie.