tamtym?... On pozwoli na wspomnienia o Andrzęju, byle tylko była jego żoną i choć trochę go kochała.
Gdybyż to nastąpiło prędzej! Radość nieziemska z widoku jej i wyzwolenie.
Jan miewał dużo przykrości od Kościeszy. Posępny tyran siedział w Turzerogach zupełnie samotnie i korzystał z każdej okoliczności, aby jadem swym zatruwać narzeczonego Andzi. Jeśli on sam unikał Turzerogów, Kościesza pod byle pozorem pisał do niego zjadliwe listy, w których jawnie wyrażał swą pogardę, niechęć, ironizował w obrzydły sposób każdy postępek Smoczyńskiego. Dawał mu do zrozumienia, że użyli z matką postępu względem Andzi, że ją tyranizuje, zmuszając do niemiłego dla niej związku, że wreszcie takie przysięgi pod naciskiem ostatniej woli umierającej są barbarzyństwem godnem potępienia... kulturalny człowiek nie powinien się zgodzić na podobną ofiarę... ale ...szkoda takiego kąska złotego, storturowanie jej nie odbije się wszakże na jej majątkach.
...Dobrze wiedziała o tem ciotka Malwina, wyczekała odpowiedniej chwili dla ugruntowania marzeń swych, od urodzenia Andzi pielęgnowanych, a zapewniających synowi świetną przyszłość. Przeczuła, że w warunkach zwykłych nie osiągnęłaby od Andzi takiego przyrzeczenia.
Jan musiał nader często łykać podobne trutki, zadawane mu przez Kościeszę w różnych dozach i formach. Nieraz doprowadzonym się czuł do ostateczności, chciał zwracać Andzi słowo i zastrzelić się. Powstrzymała go zawsze myśl o niej; bo co się z nią stanie? Znowu Kościesza zawładnie nad nią, zgnębi ją ostatecznie.
Ale czy Kościesza do swojej trutki nie dodaje atomu prawdy?...
Jan nie przeczuwał, że tak jest rzeczywiście, nawet sam Kościesza nie domyślił się w jak dużej mierze dołączał prawdę do własnych złośliwości.
O rozpaczy Andzi żaden z nich nie wiedział.
Smoczyński cierpiał i znosił z upokorzeniem dotkliwe przymówki Kościeszy. Miał z nim kilka scen gwałtowniejszych, ale wszystko pokrywała miłość dla Andzi i oczekiwanie jej przyjazdu.
Wyzbył się ambicji dla niej, targano jego honor, on nie bronił, byle ją zdobyć, byle ją mieć dla siebie i nie utracić. Nawiedzające go myśli samobójstwa oddalał z przerażeniem, bo wyrzec się Andzi nie miał sił.
Niech go Kościesza depcze, niech mu pluje w twarz, niech mu serce rwie na kawały, miażdży duszę... będzie milczał, bo Andzia obiecała mu być.... żoną... Gdy, nastąpi ten dzień wielki, wówczas męka jego obecna przeistoczy się w szczęście olbrzy-
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/101
Ta strona została skorygowana.