Albo dostałem pomieszania zmysłów albo to jakieś kręcenie, całkiem niedorzeczne — burknął.
List istotnie był zagmatwany, plątały się słowa, mnóstwo niedomówień czyniły go trudnym do odgadnięcia, zwłaszcza w podnieceniu Jana, który oczekiwał czegoś konkretnego. Jednakże dało się odczuwać, że osoba pisząca kołowała wciąż blisko przedmiotu będącego treścią listu, lecz nie wymieniała go umyślnie, w przekonaniu, że będzie zrozumianą. Zakończenie, jak często bywa w listach kobiecych, stanowiło punkt ciężkości całego pisma.
„O powrót nasz niech drogi pan nie agituje, Andzi trzeba zostawić swobodę myśli i czynów, to dla jej spokoju niezbędne...
— Aha!... W tem leży jądro sprawy?
Jan z przykrym śmiechem rzucił arkusz i wziął list narzeczonej.
— Czy i tu taka sama dyplomacja?...
Z namaszczeniem, wolno rozcinał kopertę, rozkoszował się literami stawianemi przez Andzię. Jak dzieciak ucałował złamane ćwiartki, rozwinął i zaczął czytać.
Minęło parę długich godzin, zanim Jan oderwał się od tej lektury. Doznawał uczuć rozbieżnych. Nie wiedział czy być wdzięcznym Andzi, czy płakać, czy śmiać się? A jednak list pełen obietnic. Nie odmawia mu szczęścia, lecz go nie daje. Wszystkie jego projekty i prośby są przyjęte, przyjeżdża za trzy tygodnie, wzmiankuje o ślubie, myśli o tem, jemu pozostawia wyznaczenie terminu, żadnej opozycji, wahania nic! A pomimo to...
Jan w obłąkaniu biegał po pokoju, palce łamał w stawach.
Jakże rozumieć naprzykład taki układ zdania.
„Kiedy zechcesz ślubu wówczas będzie, mnie na tem nic nie zależy aby odkładać, zresztą co już postanowione niech się spełni....“
Albo to:
„Morze odrodziło mnie fizycznie, zabawię tu jeszcze parę tygodni, aby zaczerpnąć jaknajwięcej tchu do życia, ale Riwiera przykuwa, zapewne dlatego, że czar tutejszego klimatu zapominać każe o chmurach północy...“
... Cały list w tym tonie, ona pisząc miała piersi pełne westchnień?
Teraz Jan zrozumiał list Eweliny. Ona te westchnienia słyszała pod ich wpływem kreśliła do niego własne słowa. Ona go ostrzega: trzeba zostawić Andzi swobodę myśli i czynów... aby nabrała jak najwięcej tchu... tchu do życia... więc do życia z nim?... A Riwiera przykuwa, zapomina się, że chmury są na północy, ha, ha! tak, są chmury, nad Smoczewem wiszą, nad dniem ich ślubu, północ czeka ją tu ponura, zimna.
— Och Andziu! — jęknął Jan, łamiąc ręce nad głową.
...Nie kocha mnie! toż to widoczne!... Jest łagodna, smu-
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/103
Ta strona została skorygowana.