pańska narzeczona, ha, ha.
— Jak pan śmie ubliżać mi w ten sposób?! To niegodnie, bezczelnie!
— Nie rzucaj się młodzieńcze, twoje gniewy nie przestraszą mnie. Rzecz jest sprawdzona. To fakt! Pańska siostra była materjałem bardzo podatnym do takiej egzystencji, przypomnijmy Oksztę w Wilczarach; wiemy do czego tam doszło, to dosyć. Okszta był impresarjem panny Lory na arenę rozpusty. Poradziła sobie łatwo, złapała nawet męża bogatego, służy jej za parawan dla naiwnych. Oo, mądra osoba! Cóż pan taki zaperzony?... wierzyłeś pan w cnotę siostruni?... Ha, ha! Ładnieś pan ulokował narzeczoną. W takim domu... Andzia...
— Skąd te wiadomości?... Czy to nowa obelga dla mnie?... nowy policzek?... Panie Kościesza, jeśli to kłamstwo, ja sprawdzę... ale... wówczas pan odpowie mi za to! Cierpiałem dość, więcej nie zniosę... nie będę uważał, że pan jest ojczymem Andzi. Za taką haniebną potwarz...
— Cóż mi zrobisz młodzieńcze... będziesz się ze mną pojedynkował?... Ha, ha, ha!
— Strzelę panu w łeb, jak psu! — krzyknął Smoczyński ochrypły z rozpaczy.
— Powoli... powoli kawalerze, nie zapominaj z kim mówisz. Mogę cię kazać związać.
— W moim własnym domu?... To się nie uda, ja zaś potrafię pana z mego domu...
Ręka, którą chciał wskazać drzwi Kościeszy opadła, głos zamarł....
... To ojczym Andzi...
Kościesza chwycił go za ramiona, gniótł je w pasji najwyższej.
— Słuchaj ty... ty smyku, nie kąsaj jak wesz, bo cię rozcisnę. Zapowiadam ci, że mężem Tarłówny nie zostaniesz. Ja nie pozwolę na to, ona sama zerwie, ona tob gardzi, nienawidzi ciebie. Zniewoliliście ją szantażem, ta przysięga to szantaż, wyzysk podły, aby złapać jej majątki. Każdy się na tem poznał i ona również...
— Panie Kościesza dość! stracę panowanie nad sobą.
— Milcz i słuchaj. Anna przed tobą uciekła do Lory, towarzystwo tej ladacznicy zdeprawuje ją, przez ciebie ciemięgo. Ona przebywa stale pośród łotrów; jakiś hrabia włoski... kanalja, twój szwagierek ladaco, jakiś stary łobuz Monte-Carloski nie odstępują jej, uczą grać w hazard, umoralniają. Andzia już grubo gra w ruletkę, zamiast tęsknić za tobą. Ha, ha, ha!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Nie wytrzeszczaj na mnie oczów jak żaba... kawalerze. Lora dba, aby posażek był wasz, tylko jabym na to nie pozwolił, nigdy.