— To względne twierdzenie. Są wymagania, które człowiek... Ale... mniejsza o to. Więc nie osobiście... lecz zdaleka śledził pan siostrę i... pannę Tarłównę?
— Panna Tarłówna i panna Niemojska zajmują apartament w willi państwa von Bredov Nordica.
— Czy mąż siostry stale przebywa w domu?...
— Nie panie, jeździ po całym świecie, w Monte jest nie często i na krótko. Pani Nordica zaś...
— Proszę mówić wszystko szczerze — rzekł Jan takim tonem, że Wereżba przestał się wahać. I jak bywa u ludzi o niskich instynktach, uczuł zadowolenie, że będzie ranić Smoczyńskiego; zemści się na nim za widoczne lekceważenie, jakie mu Jan okazywał. Zrozumiał, że ma go w ręku. Rozparł się na krześle wygodnie, z miną bezczelną pewnego siebie detektywa, na którego opinji wiele zależy. Poczęstował papierosami swego rozmówcę. Jan odmówił. Wereżba zaczął niedbale cedzić słowa. Ręką gładził długie, zwisające wąsy.
— Jest tam stary Duk, jakiś Escars, podobno dawny gach pani Lory, tak ją tam nazywają. Obecnie prowadzi ona romans z Włochem, hrabią, bardzo bogatym, ale są jeszcze inni. Pani Lora nie przebiera, byle bogaty i dobrze płacił...
...Co to panu?... Może wina?. Ach tak, to są rzeczy bolesne. Rozumiem, rozumiem.
— Mów pan wszystko. Proszę się mną nie interesować.
— Bardzo mi przykro... Więc pani Nordica żyje na swoją rękę, a pan Nordica na swoją. Pan zmienia kochanki jak skarpetki... Udał mi się dowcip! Ha! Na prowadzenie żony patrzy pobłażliwie. Gdy on jest w domu, ustają tylko nocne wycieczki pani Lory, lecz wynagradza się to w dzień.
— Czy pan sprawdził, czy pan widział?... — jęknął Jan. Miał wrażenie, że głowa jego leży na pniu, kat zaś z toporem stoi nad nim i znęca się, ociągając śmierć.
— Sprawdziłem. Oczywiście nie widziałem faktu, bo prócz dwojga interesowanych, nikt go chyba nie widuje....
Sarkastyczny lubieżny śmiech.
— Ale stwierdziłem parokrotnie miejsce schadzek pani Nordica. Umyślnie pojechałem za nią i za jakimś eleganckim graczem, opchanym banknotami, na górę La Turbie, gdzie jest hotel Rive de Ver. Odosobniony hotelina, przygodny haremik. Tam ci państwo najęli pokój i nocowali, nocowałem również i z nimi wróciłem. Zasiągnąłem wówczas dużo informacji od palacza. Było to przed przyjazdem pana Nordicy. Takich schadzek wykryłem więcej. Co to panu?...
— Dosyć o tem. Czy... panna Tarłówna przebywa często z Nordicami?...
— Prawie zawsze. Pan Nordica, Włoch, stary duk nadskakuje jej bardzo, gra z nimi w Kasynie i ryzykownie gra.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/113
Ta strona została skorygowana.