Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

— Tak sobie, bez celu, na pełne morze.
— To za daleko.
— Co to szkodzi? Do wieczora wrócimy.
— Zapomina pan o Linci.
— To też Lincia zostanie w domu. Już jej to zapowiedziałem.
— I... zgodziła się?...
— Ach!... Gdyby panią porwali korsarze morscy, w tym jedynym wypadku panna Niemojska nie ratowałaby pani, za nic na świecie. Szczególna obawa morza. Proszę wziąć jakieś okrycie, ja się zajmę łódką. Czas jest niezwykły.
Wkrótce potem odbili od brzegu.
Lekka, ale silnie zbudowana łódź, pomalowana białą farbą, niosła ich zgrabnie po igrających w słońcu zapienionych grzbietach. Horski wiosłował, Andzia siedziała naprzeciw. Odpływali coraz dalej. Fale rosły, bałwany stawały się wyższe i zuchwalsze, pomimo pogody. Łódka skakała no nich jak rumak, to na szczyt wodnego wału, to znowu na dół. Hop do góry i w dół.
Czasem piana plunęła na burty łodzi, lub nadbiegający bałwan groził zalaniem. Ale łódka bez ceremonji wspinała się na potwora lekceważąc go sobie. Płynęła, jak biała mewa, figlując na zielono błękitnej masie wód.
Horski równo, rytmicznie popychał stateczek, nadając mu kierunek właściwy. Zamieniali z Andzią rzadko po parę słów.
Ona była zatopiona w myślach, on nie przeszkadzał. Beaulieu zostało daleko za nimi. Ujrzeli w oddali potężne skały nadbrzeżne.
Horski odpływał na większe fale. Najmniejszego wysiłku znać na nim nie było.
— Widzę już, że pan wiosłowałby do Genui. Nic się pan nie męczy.
— Kobieta zaraz przesadzi. Mogę dowieść panią do Cap-Martin, ale nawet do Bordighery już się nie podejmuję. Znam swoje siły. Wiosłowałem dużo na kanale La-Manche i nawet na oceanie Atlantyckim. Jestem wytrenowany.
Andzia spojrzała na niego uważnie.
— Czy pan się czego obawia?...
Słaby uśmiech rozjaśnił jego chłodną twarz.
— Owszem, jest coś przed czem uczuwam paniczny lęk.
— Naprzykład?...
— Żaba.
— Taki rycerz z pana! Do żaby ma pan wstręt, ale ja chcę wiedzieć, czego się pan naprawdę obawia?...
— Prócz zimnej, miękkiej, potwornej żaby niczego więcej.
— A gdyby teraz nastąpiła burza?...