jak Bóg morza. Zawróćmy i płyńmy za nim do portu; mam tam stosunki pozwolą nam zwiedzić pancernik wewnątrz. Bardzo ciekawe. Chce pani?...
— Wszystko mi jedno — odparła opryskliwie. Dotknęła ją nieprzyjemnie obojętność Horskiego co do jej wyjazdu.
Nie ukrywała złego humoru. Poczuła wilgoć w oczach, paliły ją źrenice.
...Tak przykro, tak przykro... Dla nikogo nie istnieje w życiu... prócz Jana... Pojedzie stąd, zapomną, że była. Nawet ten chłodny Anglik zdawał się być przyjacielskim, sympatykiem, ale cóż go ona obchodzi, gdy już jej tu nie stanie?
Spoglądała na rozhuśtaną toń pod sobą mrugając prędko powiekami, aby nie wypuścić wzbierających łez. Powrót do kraju... Jan, spotkanie Kościeszy — wszystko to jak straszne widma stały przed nią, przerażając.
Zielone skręty wody podnosiły się ku niej, wypukłe, pieniste i słoną rosę pryskały na jej twarz. Przebiegła myśl niesłychanie kojąca, niesłychanie ponętna, jakby już znajoma, aby jednym susem skoczyć w te zielone odmęty. Zamknie się za nią świat cały, znikną obawy, pierzchną smutki.
Wszystko będzie tak jak dziś tylko już bez niej, bez niej. Popłynie jej ciało ku tajemniczym misterjum dna i legnie wolna od zmęczonego ducha, ocalona od ziemskiej niedoli.
...Ryby... kraby różne będą miały kolację... mówił Horski...
Wzdrygnęła się. Podniosła oczy na swego towarzysza.
Patrzał na nią z pod zsuniętych powiek. Szaro-zielonkawe oczy, jak fale, które kusiły ją w swe zimne objęcia. Czego on tak patrzy?...
— Nie pojedziemy dziś do Villefranche. Panna Niemojska miała rację; pani jest ciepiącą, nie fizycznie, lecz duchowo. Każda choroba miewa przesilenie, pani przechodzi je obecnie. Rezultat powinien być wyborny.
Andzię ogarnęła żądza jątrzenia samej siebie. Zaśmiała się dziko, nienaturalnie.
— Rezultatem będzie przyspieszony powrót do kraju i... ślub.
— Przeciwnie! Zerwie pani ze Smoczyńskim i pozostanie tu jeszcze.
— Pan mi dyktuje, co mam robić? A to rzeczywiście oryginalne!... Ha, ha, ha!
— Nic nadzwyczajnego. Gdyby pani była dla mnie zupełnie obojętną, zachowywałbym się inaczej. Ale ja chcę mieć panią dla siebie, zatem nie dopuszczę do ślubu ze Smoczyńskim. Zwróci mu pani słowo jaknajprędzej.
Andzia nie zrozumiała dokładnie jego intencji.
— Złamać przysięgę, unieszczęśliwić tamtego, zostać tu...
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/126
Ta strona została skorygowana.