A oto groźbę spełnił...
Czyż jej list miałby być powodem?...
...Nigdy!
Nie robiła go sztucznie, nie sklejała zdań dyplomatycznie, pisząc odruchowo, ale z męką, z pogwałceniem najświętszych uczuć, gdy nadmieniła o ślubie.
Może to odbiło, się w tonie listu?...
— Nie! Mój list nie był powodem głównym — zawołała głośno z przekonaniem.
Myśl ponura nasunęła się czarną chmurą...
...Kościesza!...
Przerażenie skuło serce...
...Znowu Kościesza?... Wampir?...
...Czy ożył Chwed’ko?... ludzki płaz?...
Wichrem pędziły czarne mgławice do mózgu Andzi.
...Skon Andrzeja... ruiny... zwłoki Chwed’ka pod jodłą...
Oblewał ją lodowy dreszcz.
...Nie! Teraz samobójstwo, pod kołami pociągu, w Wilczarach...
...Dlaczego w Wilczarach?... Czy samobójca wybiera miejsce swego zgonu?...
...To był jakiś wypadek może...
...Znowu wypadek?... jak w Temnym hradzie?...
...Ale czemuż, czemuż Wilczary?...
Gdyby nawet samobójstwo wyrozumowane, sposób obmyślony z góry, na trzeźwo... to... bliżej był nasyp kolejowy, bliższa stacja... Czemuż właśnie Wilczary?
Wśród czarnych zwałów myślowych zamigotał wężowym skrętem, jak gzygzak piorunu obraz z przed siedmiu lat. Szyny pełznące w dal po żółtym nasypie, sągi drzewa, krzywa, płacząca, wielka brzoza...
Obraz nabiera plastyki... Ona... Andzia pada na żwir w szynelu uczniowskim Jasia... Pociąg... czerwone latarnie...
Szyny dzwonią, jak nożyce na stole, gdy się weń pięścią wali... tak wtedy myślała... Co za plastyka wspomnienia! Huk... tłok... gorąco... ciężar... Lokomotywa... Potem: tratata... ta.
Tarłówna zatrzęsła się ze zgrozy... trata... ta... wagony...
Powróciły odczucia z siłą niebywałą... i pewność prawie jasnowidząca: Jan zginął tylko tam. Jeśli w Wilczarach, to tam... pod brzozą.
Załamała ręce, łzy strumieniem popłynęły po policzkach bladych.
...Jestem nieszczęsna.... Fatum dosięga każdego, kto ze mną swój los skojarzy.
...Rozsiewam niedolę. Gorzej: noszę w sobie śmierć.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/132
Ta strona została skorygowana.