Ukryła twarz w dłoniach i płakała cicho, rada, że jej nikt nie widzi i nie słyszy.
Teraz Jan był dla niej znowu bratem, kuzynem, dawnym Jasiem. Czuje to wyraźnie i płacze po nim jak siostra.
Może Lora i Ewelina nie zrozumiałyby tego, może jej żal wzięłyby za przewrotność, za komedję?... Wiedziały wszakże jak była usposobioną do Jana jako narzeczonego.
... A teraz tak rzewnie płacze?...
...Ależ zabrała mu życie. On zginął przez nią. Jeśli pod tą brzozą, to tylko przez nią. A zatem? Czy śmiałyby posądzać ją o fałsz.
...One i... Horski.
Gwałtownie oderwała ręce od mokrej twarzy. Podniosła głowę.
...Horski!...
Zwichrzyło się w umyśle Andzi. Scena w łodzi... pod cyprysem... jego słowa... jego nakaz... Oczy półprzymknięte, magnetyzujące... Czerwony w ogniu zachodu... straszny... potężny!... Jaki dziwny głos... „pani napisze dziś do Smoczyńskiego, ja zaś przyjdę jutro po odpowiedź, której nie otrzymałem“.
Czy to nie sen?... Czy ta scena była rzeczywiście... To i tamto razem w jednej minucie... jego słowa i ten telegram?...
...Czy to, co się stało w Wilczarach, to sugestja jego woli?...
Fluid jego magnetyzujących oczu?
Zastukano do drzwi, jednocześnie weszła Lora. Spojrzała bystro na Tarłównę.
— Płaczesz? No, to już nic nie pomoże. Ja się tylko lituję nad tym mizerakiem. Pieszczoszek nieboszczki mamy, mamin synek, suma sumarum osioł...
— Mogłabyś Loro zaniechać epitetów — rzekła Andzia ostro.
Pani Nordicowa chodziła nerwowo po pokoju.
— Powtarzam, że trzeba być osłem, żeby zrobić coś podobnego w jego warunkach. Miał się z tobą żenić, czyli byłby człowiekiem bardzo bogatym...
— Ach Loro, ty zawsze to samo.
— To jest podstawa życia. Ale temu rozbeczanemu idealiście chciało się gwałtem abyś go kochała i to może tak, jak... Olelkowicza. Wiecznie się wszystko rozbija o te głupie amory. Że ci się życie nie uśmiechało z takim Jasiem, zupełnie rozumiem.
— Najszlachetniejsza natura, tylko... ja go nie kochałam nigdy. Przywiązanie braterskie to za mało — szepnęła Anna.
— Wystarczyłoby, gdyby on był innym. Gdyby on cię potrafił zająć sobą, wziąć twoją istotę w silne okowy własnych pragnień, zamiast żebrać o miłość, jak dziad pod kościołem
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/133
Ta strona została skorygowana.