Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

— Myślisz, że on powie? Ani trochę. Pytałam go już. Coś mruknął i basta.
Panna Ewelina lubiła Horskiego, nic nie mając przeciw temu, że jedzie razem. On nie narzucał się. Trochę rozmawiał, głównie z Niemojską, czytał dzienniki, spacerował po stacjach. Namawiał panie, aby poszły z nim do wagonu restauracyjnego, a gdy Andzia odmówiła, polecił przynieść obiad do przedziału. Dbał o wszystko, czuwał nad Andzią nieustannie. Gdy zbliżali się do Genui, na którejś stacji wysiadł i powrócił z pękiem różowych anemonów, które złożył na kolanach Tarłówny.
— Pożegnanie Riwiery — rzekł z uśmiechem.
— Bardzo dystyngowany człowiek — myślała panna Ewelina.
Tymczasem Horski wdał się w rozmowę z dobroduszną jejmością, która zaczepiała go, ciągle wyrzekając na Francję i Włochy, i żaląc się, że przez miesiąc bytności w Nicei, wydała więcej pieniędzy, niż jej syn, zjeździwszy całą Rosję, Syberję, a nawet Mandżurję.
— Bo synek w swych podróżach nie spotykał ruletki. Pani zaś pewno się z nią przyjaźniła.
— Bożeż ty moj! I razu nie igrała.
— Więc panią okradali.
Okazało się, że i to nie. Horski wzruszył ramionami. Na jakiejś stacji przechadzając się koło wagonu spostrzegł, że dama kupuje banany od małego chłopca, Włocha: przekupień zażądał dwa franki, dostał złotego luidora. Horski zatrzymał za kark uciekającego ze zdobyczą łobuza, kazał oddać monetę Rosjance i sprostował omyłkę. Zapewniał zdumioną jejmość, że i tak przepłaciła za banany.
Gdy powróciła do wagonu dama rzuciła mu się prawie w objęcia.
— Ach dusza moja. Toż eti Francuzy i Italjancy ciełyj czas mienia tak naduwali. Boże!
Nagle spostrzegła, że wszystkie banany są wewnątrz popsute. Zaczęła wykrzykiwać z oburzeniem i w pasji ciskała banany przez okno na uciekających przekupniów, podczas, gdy pociąg już był w biegu.
Horski rozbawiony ostrzegał, że ją zaaresztują, bo zgniłe owoce klapały na platformę i plecy przechodniów. Potem uczył ją znaczenia monet francuskich i włoskich. Dama zwróciła się do Andzi. Twarz miała szczerze zachwyconą.
— Ot! jewó nikto nie nadujet. Wasz żenich maładiec! Bożeż mój! A samoj tu bytʻ nieszczasnoj żenszczynie...
— Ta pani bierze was za narzeczonych — zaśmiała się Ewelina.
— Jednakże w tym wypadku baba ma spryt — dodał w myśli Horski.