Andzia milczała. W oczach jej stała ciągle wizja, bladej, trupiej twarzy Jana.
Dojeżdżając do Genui nie mogła się oderwać od widoku morza. Łowiła uszami szum fal uderzających o brzegi, z bezmierną tęsknotą bujała wzrokiem po malachitowej roztoczy. Żegnała morze z dziwnym dreszczem serca. Przemawiało ono do niej tajemniczo. Wołały głębie, czuła, że jej coś wróżą, że się coś spełni, czego ona jeszcze nie przeczuwa, lecz morze o tem wie. Gdy pociąg wpadł w zabudowania stacyjne, morze przeświecało już gdzieniegdzie przez wąskie wyloty ulic i przez luki pomiędzy domami. Już nie pełnia wód, ale port zastawiony statkami.
Andzia odstąpiła od okna, blada z wrażenia niesłychanie przykrego. Morze ją denerwowało. Za Genuą ożywiła się znacznie. Pod Medjolanem zaciekawiał ją krajobraz podobny do częstych widoków w Królestwie Polskiem. Obszerne, płaskie pola, łąki zielone obramowane równemi szpalerami drzew, które przypominały wierzby i olszyny. Ładnie zabudowane wioski i miasteczka, gdzie widać było całe grzędy suszącej się na kołkach bielizny, niweczyły wrażenie podobiesńtwa do rodzinnego kraju.
— Czy zauważyła pani — mówił Horski — że Włosi są przeważnie brudni, ale bielizna zawsze się u nich suszy. Charakterystyczne! Tak jakby uważali to za swe prawo, żeby podróżnym przedstawiać jaknajwięcej sznurów z bielizną. W oknach, na balkonach wszędzie to samo. Nie umiem sobie wyobrazić inaczej Włoszki z ludu jak tylko przy balji. Ich mężowie powinni być zwierciadlano czyści, jest zaś przeciwnie.
Horski zaproponował, aby nocować w Medjolanie i zwiedzić katedrę, lecz Andzia nie chciała. Oskar nie nalegał. Opowiadał jej dużo o swych podróżach, o Anglji, o matce mieszkającej samotnie w starej posiadłości nad morzem, w okolicy Dovru, zwanej Hurlestone-House od nazwiska rodziny, z której matka pochodziła. Jest tam stary pałacyk otoczony równie starym parkiem, spadającym ostrymi stokami do morza.
Mówił o matce z widocznem przywiązaniem, żartobliwie krytykując jej zapał do spirytyzmu, podkreślając natomiast jej zalety pod względem pojmowania życia i jego praw. Andzia pytała o ojca i zauważyła, że odzywał się o nim inaczej niż o matce, z pobłażliwą wyrozumiałością dla jego polskiego romantyzmu i bez zachwytu.
Mówił, że matka kochała bardzo swego męża, pomimo ogromnej różnicy usposobień i charakterów.
Wspominał dzieciństwo swe spędzone w Hurlestone-House, gdzie ojciec w wolnych chwilach uczył go po polsku, a potem z woli ojca miał nawet korepetytora Polaka.
Potem nastąpiły lata studenckie w Londynie, w szkołach i wreszcie w uniwersytecie w Cambridge na wydziale filozofi-
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/139
Ta strona została skorygowana.