tak olbrzymią, rozkoszną ekstazą, że szczęście zabiłoby mnie, jak wschód słońca zabija motyle nocne, które za blaskiem tęsknią, a gdy go ujrzą — omdlewają.
...Nie. Nademną jest gehenna niedoli. Mogę chcieć i nie otrzymam tego, mogę pragnąć i nie zyskam, mogę tęsknić — nie ujrzę, wołać — nikt nie usłyszy, płakać — nikt nie ukoi. Gdy leci duch do słońca, trafia w ciemność i w niem brnie. Gdy idzie w słodki, złudny szczyt, trafia na ponurą realność i drży z obawy śmiertelnej, męka dławi, przygniata.
Brak sił do rozsunięcia okrutnej zapory, by po za nią błysnął matowy ogień zjawisk przecudnych.
A oto Jan rozsunął ją przed nią.
Lecz blasku nie widać.
Czy może nasunie się nowa ciemność?....
...Czy zatrata była w życiu Jasia, czy też jest w jego śmierci?...
Chochlik śmiał się w przestrzeni.
...Co teraz jest przed nią?... Kościesza, Turzerogi... Toporzyska... Jej ziemia... Jej czyny w myśl dawnych ideałów, spełnienia oczekujące.
...Czy to wystarczy?...
Nowa, potężna moc zbudzona w niej krzyczała protestem.
Gorące prądy życia porywały ją ku sobie... kusiły.
I wszystkie młodzieńcze ideały, projekty twórcze, do czynów realnych dążące rozbijały się teraz o mocarną falę pragnień kobiecych.
Wzburzona krew wartko płynąć poczęła w żyłach.
...Gdzie jest brzeg tych pragnień?...
...I jakie one są?
...Silne, porywające zachłannie. To jest właśnie twórcza moc. Jakaś wola niezłomna a nakazująca.
...Ale jaka?
Nie rozumiała jeszcze, choć wołało w niej o tę moc wszystko, serce, nerwy, zmysły, cała jaźń...
Zamęt w myślach... Chaos.
I oto w tych skłębionych z sobą wirów w umyśle, wyłaniać się zaczęło jakieś pojęcie, mgła. Wyraźniej, wyraźniej. Mgławica zmienia się w tworzywo, coraz plastyczniejsze.
Punkt już widoczny... rośnie... rozświetla wątpliwości tajemnicze... Postać!...
Już zupełnie wyraźna. Niezaprzeczona...
...Horski!...
Andzia rzuciła się w tył kanapy, zatrzymując okrzyk na ustach.
Horski stał przed nią istotnie.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/144
Ta strona została skorygowana.