Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

Młody... szkoda go... sąsiad Andrzeja... nie zgubię go, nie, nie!....
Morze wzdęło się piekielnym rzutem. Czy chce pochłonąć skałę?...
...Gdybyż Horski przyszedł, tak tu czegoś ponuro...
Andzia zatulona w płaszczyku siedziała cicho, myśląc i śmiejąc się na przemian. Rozdrażniona była.
Morze denerwowało ją jeszcze więcej, ale odejść nie chciała, bojąc się nawet wstać i przejść kilka kroków nad przepaścią zarośniętą krzewami.
W pewnej chwili usłyszała kroki na uliczce... Zaczęła nasłuchiwać...
...Tak, to on. Jego chód.
Krew uderzyła jej do twarzy, oddech zamarł w piersi. Jakby go kto ręką zdusił.
Horski stanął przy niej i patrzał, ona podniosła na niego oczy.
— Och, no domyśliłem się, że pani jest tu. W taką pogodę na tej wyżynie? Co pani?... Zimno?...
— Nie.
— Tylko?...
— Boję się czegoś.
Zdjął palto i okrył niem Andzię.
— Co pan robi?... Niech pan tego nie robi! Pan zmarznie.
— Wytrzymywałem bez palta burzę na oceanie, na pokładzie statku. Pani jest przedewszystkiem zimno, pani szczęka zębami.
Nie śmiała mu się przyznać, że to tylko z jakiegoś nieokreślonego wrażenia.
Usiadł przy niej i długo milczał. Andzia uspokoiła się znacznie.
— Panna Ewelina wszystko mi powiedziała. Niemiłe listy z kraju. Prawda?... — przemówił nareszcie.
— Tak. Ojczym mnie wzywa do powrotu.
— Słyszałem. Pani chce sama wziąć się do pracy, stać się kulturträgerką Wołynia i żyć w tych ciasnych ramach. Za młoda pani na to.
— To lepiej. Odrazu zaprządz się do wózka przeznaczenia, bez mrzonek, które jak Lora mówi, psują życie. Może to i prawda?...
— Panno Anno, pani gra ze mną w chowanego. Przeznaczenie pani jest inne.
Horski wziął jej ręce w swe dłonie. Widziała blisko siebie jego magnetyzujące oczy.
— Przeznaczeniem pani jest być kobietą, nie cywilizatorką i administratorką.