Więc jednak między wami doszło do tego... tak prędko?.... Czy to już stanowczo Hańdziuniu moja? — szeptała panna Ewelina, pochylając stroskaną twarz nad ciemną głową siedzącej u jej nóg Tarłówny.
— Już nieodwołalnie Lińciu. Tak już być musi.
— Moja, moja dziecino, ale, czy ty go kochasz?...
— Ach, Lińciu, nie pytaj o to. Kocham — to słowo wycofane z mego życia. Nie, nie kocham Horskiego...
— Aniu!
— Ale mu wierzę, ufam mu jakoś dziwnie. Jestem zupełnie pod jego wpływem. On mnie hypnotyzuje siłą, której nie rozumiejąc, poddaję się mimowoli.
— To za mało Anuś. to jeszcze za mało. Boże mój, tak mi ciężko czegoś na duszy, tak się boję o ciebie dzieciątko moje.
Andzia zaśmiała się i ucałowała starą nauczycielkę.
— Niech się Lińciuchna nie trwoży. Przecie Horski nie straszny. Lubisz go Lińciu, prawda?
— Lubię, owszem. Trochę jest za sztywny, za chłodny, jakby prawdziwy Anglik, ale bardzo światowy pan, wykwintny, elegancki, dobrze wychowany i sympatyczny. Umiał mnie zjednać sobie, przyznaję, bo był delikatny i widocznie uwielbiający ciebie, to mnie do niego odrazu przekonało. Tylko widzisz Anuś... On zdaje się jest niewierzący. Ateusz. To gwarancji szczęścia nie daje. Może źle duszko, żeś się tak pospieszyła. Wrócilibyśmy do Turzerogów.
— Do Kościeszy?... Lińciu, wierz mi, wszystko lepsze niż przebywanie znowu w tym okropnym domu z... ojczymem. Za nic!
— Widzisz, ten... Drohobycki zastanowił mnie bardzo. Pamiętasz, przyjeżdżał w lecie parę razy pod różnemi pozorami? Patrzał na ciebie jak w obraz...
Andzia podniosła się żywo i strząsnąwszy włosy na szlafroczek, spytała obojętnie:
— Więc cóż z tego?...
— Byłaś wtedy narzeczoną Jana, wszyscy o tem wiedzieli, nie śmiał. Ale teraz... Młodzieniec jak złoto... przystojny... bogaty... sąsiad i przyjaciel Andrzeja.
— Niech Lińcia przestanie, moja dobra!...
— A zawsze moje dzieciątko co swój to nie jakiś obcy. Ale ty się gniewasz.
— Czy mam jechać do Turzerogów i starać się o Drohobyckiego?
— On tylko czeka twego przyjazdu. On cię pewno od dawna kocha.
— Ach naturalnie! Zabije się dla mnie.
— Ej, Anuś, niedobrą jesteś. Przecie to przyjaciel... tamtego.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/168
Ta strona została skorygowana.