— Może być. Ja go się także boję.
— A przyszłości?...
— Nic a nic. Horskiemu ufam. On się Kościeszy nie zlęknie.
— Ależ wyprawy nie masz.
Tarlówna parsknęła śmiechem.
— Ach Lińciuchna, wyborna jesteś! Wyprawa!... A to nadzwyczajna przeszkoda! Trzeba to przedstawić Oskarowi jako powód odłożenia ślubu. Wyobrażam sobie jego minę.
— Moje dziecko. Onby może i ślubu w kościele nie chciał, tylko u mera, jak Lora.
Andzia spoważniała. Przyszły jej na myśl słowa Horskiego, zaznaczające to samo, co przeczuła Ewelina.
Zrobiło jej się przykro i źle.
— Dobranoc Lińciu, czas spać.
W głosie swej pupilki Niemojska odczuła gorycz. Nic już nie mówiąc ucałowała ją i cicho odeszła do swego łóżka.
Wkrótce potem Ewelina doznała wrażenia, że Andzia nie śpi. Zbliżyła się do niej na palcach. W mętnem świetle, płynącem z latarni na bulwarze ujrzała oczy dziewczyny rozwarte szeroko.
— A co, nie śpisz dziecino?...
— Nie mogę. Tak mi dziwnie... dziwnie jakoś.
Niemojska usiadła na łóżku i dotknęła czoła wychowanki.
— Gorącą masz głowę, duszko, oczy ci tak błyszczą, nawet w mroku widzę. Rozmyślasz, prawda?...
— Tak Lińciu.
— Ja ci wierzę. Zdecydowałaś się na krok bardzo rzykowny, Hańdziuniu. To kwestja twej przyszłości, nie można lekceważyć. Ale jeszcze czas... możesz się namyślić, odłożyć ślub przedewszystkiem. Potem zobaczymy.
— Cóż mi w życiu pozostaje innego?...
— Powrócisz do kraju, zamieszkasz w Toporzyskach, zajmiesz się urzeczywistnieniem swych projektów...
— A pustkę z duszy, którą noszę już tak dawno, czem wyruguję Lińciu?... Te zajęcia, to jeszcze nie dosyć. Zresztą... zanim Kościesza odda mi majątki i pozwoli samej zamieszkać, będą kwasy, sceny. Ja się tego lękam, nie czuję sił do walki z Kościeszą. Tak mi pusto w duszy, tak w sercu głucho, tak mi potrzeba jakiejś ostoi, troszkę, choć troszkę ciepła.
Przekręciła się na łóżku i przytuliła głowę do kolan Niemojskiej. Nauczycielka ze łzami w oczach gładziła jej ciemną, rozpaloną głowę.
— Gdybyś dziecino kochała Horskiego, byłabym spokojniejszą. Ale skoro nie, ...to bardzo, bardzo smutno. Przypomnij sobie, ileś wycierpiała, ile miałaś udręki, zgryzoty będąc narzeczoną Jana, bo także nie było miłości. Bóg rozwiązał ten węzeł, wola Jego święta. Niewiadomo, mogłaś być szczęśliwa
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/170
Ta strona została skorygowana.