szałem od pani Lory, trochę od panny Eweliny, z czego wnoszę, że przegrał w swych niedorzecznych rachubach. Możemy się spodziewać, że Kościesza, drugi Charles le Téméraire, zapuści długą brodę i paznogcie ze smutku, że tak haniebnego dostał mata w batalji z panią. Zupełnie tak, jak tamten książę burgundzki po przegranej bitwie pod Morat w Szwajcarji.
Andzia zaśmiała się.
— Ma pan słuszność, spłatam okrutnego figla memu ojczymowi. I dobrze go pan nazwał Karolem Zuchwałym. Och, będzie zły piekielnie, ale to mój odwet, moja zemsta. Nie znałam dawniej uczucia nienawiści, lecz Kościeszy nienawidzę.
Andzia w rozmowie z Horskim nabierała otuchy. Napływał do jej duszy spokój, rozterki bladły, malały. Horski sugiestjonował ją i co raz silniej na nią działał.
Oskar rozejrzał się dokoła.
— Zaraz tu wmaszerują bony i zgraja wrzeszczących malców. Miła kompanja! Mam projekt. Wyjdźmy za bramę, tu zaraz weźmiemy powóz lub samojazd i pojedziemy na spacer.
— A Lińcia?
Horski położył obie dłonie na gałce laski, wsparł na nich wygoloną brodę. Minę miał pełną rezygnacji, patrzał w przestrzeń.
— No naturalnie! Lińcia! Jakżeby się też bez niej obyło? Per Bacco! Czy ona z nami i po ślubie pojedzie?...
— Przecie pan wie, że miałyśmy się spotkać na tarasach.
— Skandal z tą Lińcią! Napiszemy do niej kartę. Mam przy sobie notes i atramentowe pióro. Wyborna myśl.
— Ale co znowu, panie Horski?... nie można! Dokądże pojedziemy?...
Wykręcając stalówkę z pióra, spojrzał na Andzię przelotnie, z pod rzęs.
— Mógłbym już zostać przynajmniej panem Oskarem. Hm!
— Co pan tam pisze znowu?...
— Zaraz pokażę i dam pani do podpisu.
Po chwili wręczył jej ćwiartkę papieru.
„Porywam pupilkę pani, obecnie moją narzeczoną. Jedziemy na spacer. Proszę na nas nie czekać z obiadem, zjemy go gdzieś po drodze. Błagam o przebaczenie.
Teraz niech pani podpisze — rzekł, gdy skończyła czytać.
— Ja tej karty nie wyślę.
— Dlaczego?... nie chce pani jechać ze mną na spacer? Do tego stopnia nie zasługuję na zaufanie? Chyba nie zaproponuje pani, aby Lińcia znowu nam towarzyszyła? Na honor, to zabawne! Panno Anno, ja proszę, abyśmy pojechali i pani mi tego nie odmówi.