dziś w powozie na route de la Corniche. Byliście podobrib bardzo sobą zajęci. Tak pan Andzię otacza, że mogę być zazdrosną.
— Pani?... A to zabawne!
— Cóż pan chce! Byłeś pan jedynym mężczyzną, który szalenie i naprawdę na mnie działał. Wycofałeś się en pleine chance... z honorem!...
— Czyli mam rozumieć, że... przedwcześnie?...
— O tak, to było nawet brutalne! Gdyby to się stało teraz, myślałabym, że Andzia pana odciągnęła. Ale to było dużo wcześniej. Nie zrozumiałam tej ucieczki.
— Za silne określenie pani Loro. Ja się tylko usunąłem, jak jeden z graczów, otaczających ruletę.
— Bezczelny! Czy to ma znaczyć że... możesz powrócić?...
— Hm! Gdybym chciał... zaśmiał się cynicznie. Ale mi już to nie grozi. Z kompanji tej wycofałem się nie zupełnie en pleine chance, jak pani mówi. Nie byłem sam; spostrzegłszy to... czmychnąłem. W żadnych wypadkach, a szczególnie w takich tłumu nie znoszę.
Lora zacięła usta.
— Ja znam jeszcze inny powód pańskiej dezercji — syknęła. Powód rzeczywisty. Oto wiesz pan o tem, że droga do mnie wiedzie tylko przez złoty pomost, nie po ruinach. Wyczerpawszy się finansowo odeszłeś w porę. Bardzo sprytnie! Nie przedstawiasz pan już dla mnie żadnego interesu.
— Spodziewam się! Ani też pani dla mnie w równej mierze. Choćbym nawet nie był jeszcze finansowo spłukany, rywalizować z hrabią Humbertem nie przychodziło mi nawet do głowy. Nie jestem o niego zazdrosny.
— Czy pan chcesz wywołać nowe z mej strony wynurzenia?...
— Och, no! Ani trochę. Wynurzenia pani... dawniejsze, zbyt były dla mnie kosztowne. Materjalnie, śmiem dodać.
— Arogant!
— Nie powiedziałbym tego, gdyby pani sama nie zaczepiła o ten szczegół.
Lora gryzła wargi w pasji niesłychanej. Horski milczał. Mijając bulwar Condamine podniósł wzrok na pierwsze piętro hotelu, w którym mieszkała Tarłówna.
W oknach, zajmowanych przez nią pokojów świeciło się jeszcze. Nordicowa dostrzegła kierunek jego wzroku. Parsknęła śmiechem.
— Ha, ha, ha! Wypatrujesz pan jej cienia za firanką? Jak na Oskara Horskiego to wcale nieźle. Po riwierowych smakołykach czujesz pan wyraźny apetyt na świeżutką jagodę z wołyńskich borów. Spotka pana gruby zawód.
— Naprzykład jaki?...
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/179
Ta strona została skorygowana.