Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/190

Ta strona została skorygowana.

Przywitali się z Andzią w milczeniu, on zatrzymał jej rękę i ogarnął wzrokiem postać narzeczonej w ciemno-szarym, angielskim kostjumie.
— Bardzo dystyngowanie i elegancko, w moim typie, tak właśnie lubię i tak jest racjonalnie — rzekł z uznaniem.
— To tylko tłumaczy, że zaraz jedziecie. Może jeszcze zmienicie projekt?... Zjedlibyśmy razem obiad weselny.
— Proszę pani, czy jedzenie należy do ceremonji ślubnej?... Także przeżytek. Bawi mnie ten zwyczaj ustalony: od ołtarza wprost do stołu. Zabawne! Ale już czas, dochodzi dziesiąta. Samochód czeka, dowiezie nas aż do Vintimille. Stamtąd directe Paryż, Calais. Zamówiłem w Vintimille telegraficznie osobny przedział w ekspresie. Trzeba spieszyć chcąc zdążyć. Jeśli panie gotowe?... Czas do kościoła.
Panna Ewelina ze łzami, tłumionemi całą siłą woli, pobłogosławiła wychowankę jeszcze raz. Do Horskiego przemówiła serdecznie, powierzając mu Andzię. Pocałował rękę panny Niemojskiej z wytwornym ukłonem, chłodny, jak zawsze i poprawny w każdym ruchu. Ubrany był w wykwintny strój podróżny, miękki kapelusz gniótł w dłoni niecierpliwie.
— Wyglądacie oboje na turystów zamiast na państwa młodych — westchnęła Ewelina.
Horski naglił do wyjazdu.
Za chwilę siedzieli we troje w samochodzie, który zaledwo się rozpędził już stanął przy kościółku Sainte Devote.
Tarłówna i Horski przeszli prędko środkiem nawy, pomiędzy szeregami krzeseł z obu stron. Ona go trochę wyprzedziła i uklękła przy klatce presbiterjum. On stanął za nią.
Cicha msza się rozpoczęła.
Andzia pragnęła się modlić i nie mogła. Myśli swych skupić nie zdołała, rozbieżne były i nieuchwytne. Uciekały przed nią jak ptaki strwożone. Tylko jedna została uparta, bijąca w mózg mocarnie...
...Czy duch Andrzeja widzi mnie teraz i czy wybacza...
I znowu rozproszone myślątka.
...Za chwilę przysięgnę Horskiemu... Żona Horskiego... jego własność... Oskara...
...Czy to jest jawa, czy halucynacja?...
Jeszcze kwadrans i będzie jego na wieki. Horskiego?...
Tarłówna uprzytomniła sobie pierwsze spotkanie w Vintimilli. I teraz ten zimny Anglik, podobny do Chamberlaina wiedzie ją do ołtarza...
...Czyż to możliwe?...
Na ołtarzu płoną świece dla nich zapalone.
Przyfrunęła myśl już znajoma, niedawno jakby poczęta.
...Gdyby z Andrzejem — na ołtarzu ich przysięgi paliłyby się gorejące ognie ze słońca spadłe... Gdyby z Janem płonęłyby gromnice. A teraz... z Horskim?...