— Kokietujesz mnie znowu, Anni. Pragnę cię wziąć w ramiona i wycałować. Polki są zawsze albo zbyt hojne, jak pani Nordica, albo zbyt skąpe, jak ty. Angielki umieją zachować stanowisko środkowe. Los mnie prześladuje nawet teraz, własnej żony trudno uścisnąć, ciągle jeżdżą i łażą ludzie. Stanowczo za dużo tego tałatajstwa.
Drogę do Vintimille przebyli rozmawiając z sobą jak dawniej. Właściwie Horski mówił, Andzia była milcząca, zamyślała się często. Chwilami zwracała na niego oczy zdziwione, uprzytomniając sobie, że to jest jej mąż. Czasem miała wrażenie, że jedzie z Horskim na jakąś wycieczkę, że powrócą do Monte, do Eweliny, i że będzie wszystko tak, jak było przez trzy miesiące pobytu jej na Riwierze. Krótkie, bo zaledwo dziesięciodniowe narzeczeństwo, ślub dzisiejszy — wydawały się Andzi snem. Gdy nadchodziło opamiętanie, wówczas trwożny przejmował ją lęk.
Opanowywało ją przykre nad wszelki wyraz przeczucie nieszczęścia, jakby wizja otwartej otchłani. Lecz egzaltacja ta nikła natychmiast, gdy Andzia spojrzała w oczy Horskiemu. Wzrok męża łagodził odrazu, niwelując wszelkie obawy. Momenty takie, działały na nią dwoiście, kojąco i drażniąco. Nie potrafiła skrystalizować w sobie tych wrażeń rozbieżnych.
W pewnej chwili zwierzyła się z nich mężowi. Uśmiech mignął na jego ustach.
— Och! Najzwyklejszy objaw u kobiet po ślubie, bezpośrednio zaznaczam. Stałaś się własnością mężczyzny, którem ufasz i z wiarą podajesz mu rękę na całe życie. Ale po za tem przeczuwasz i wiesz, że stosunek z tym panem dotychczasowy ulegnie zasadniczej, kapitalnej zmianie. To drażni i niepokoi. Tembardziej, że kobieta nigdy właściwie nie wie na jakiego osobnika męskiego trafiła: człowieka czy zwierzę. Nawet znajomość najściślejsza, ale towarzyska, nie rokuje jakim ten ktoś okaże się... w pewnych sytuacjach. A jednak będąc już żoną, zależy się poniekąd od kaprysu męża i od stopnia jego delikatności. O!... Za nic nie chciałbym być kobietą. Per Bacco!
Andzia zmieszała się.
— Anni, spójrz na mnie.
— Nie chcę, przeraził mnie pan.
— Tien! Znowu pan! Brawo!
— Obawiam się, że jesteś głowonogiem Oskarze. Ktoś już cię tak określił.
— Zapewne pani Lora?...
— Nie ona, lecz jej mąż.
— Nordica?... Ph! To zabawne!
— Powiedział, że jesteś jak głowonóg, któremu się trudno oprzeć, gdy już zarzuci macki. Zarzuciłeś je na mnie Oskarze.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/195
Ta strona została skorygowana.