— Tak, już mi nie umkniesz, jesteśmy związani z sobą.
— Jak hydra ze swą... ofiarą...
— Anni przestań! Hydra chłonie ofiarę... Porównanie twoje podnieca mnie. Uprzedzam, że czasami bywam mniej bezpiecznym. A propos porównań. Ja mam być głowonogiem, ale Nordica jest pchłą. Wybacz wyrażenie. Tłustą pchłą spasioną na coraz nowych kobietkach. Ciesz się Anni... Albowiem oplotłem cię wprawdzie wszystkiemi mackami, lecz wyłącznie ciebie. Nasza rozmowa poślubna daleką jest od obłoków. Co?...
— Ty ich wogóle nie uznajesz.
— Bądźmy na ziemi, ma petite. Ona daje dużo więcej rozkoszy, niż obłoczne sfery. Wierz mi.
— A jednak ofiarowanie mi tych kwiatów przez ciebie było dziwnie miłe i...
— Obłoczne?... Hm!...
— Nie spodziewałam się tego po tobie.
— Nie karmiłem cię za to marzeniami, nie splatałem wieńców z idealnych kwiatów nad twą głową. Udekorowałem cię wytworem ziemi, który w dodatku już nadwiądł. Patrz na te anemony.
Gdy samojazd zatrzymał się wreszcie przy dworcu Vintimille, brakło tylko dziesięciu minut do odejścia ekspresu.
Horski ulokował rzeczy w zamówionym przedziale i poprowadził żonę na śniadanie do wagonu restauracyjnego. Gdy powrócili do swego coupe, Andzia zdjęła kapelusz i zawiesiła go na haku. Wtem Horski, stojący za nią, wziął ją gwałtownie w ramiona prawą ręką odwrócił do siebie jej ciemną głowę i nachylony nad twarzą Andzi, popatrzał chwilę w jej oczy spłoszone wzrokiem pożądliwym, poczem przykrył ustami wpółotwarte usta Andzi i trzymał je mocno i długo. Dreszcze rzęsiste przebiegały ciało młodej kobiety. Pocałunek ten zrodził w niej znowu tysiące uczuć bardzo różnych; więc ockniętą potężnie namiętność, szał zmysłowy i strach, i obawy pełne trwogi i wstyd jakiś niepojęty i głuchy, wewnętrzny wyrzut, że zdradza... że... że....
Skłębiony rój wrażeń odurzył ją.
Wysunęła się z jego objęć, oparła się ciężko o ścianę wagonu, zakrywając twarz rękoma. Horski usiadł na sofie i wciągnął żonę na kolana. Całował jej ręce i twarz.
— Czego tak drżysz Anni?... Boisz się mnie?... Bądź spokojną, nic ci na razie nie grozi. Trema zbyteczna. Powinnaś mnie znać, nie jestem dzikim jaskiniowcem, lecz kulturalnym estetą. Wagon kolejowy nie jest dla mnie odpowiednim miejscem dla pieszczot małżeńskich. Lecz całować można nawet w balonie, więc mi tego nie broń.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/196
Ta strona została skorygowana.