Gdy Horski stanął przy niej na pokładzie zwierzyła mu się ze swych myśli, rozwijała przed nim plany ich wspólnego życia. Patrzał na nią z uśmiechem trochę pobłażliwym i rzekł;
— Życie, ma pétite, nie układa się wedle powziętych z góry projektów, ono płynie samoistnie, jak strumień, który sam sobie wytwarza koryta, zakręty, wiry, czasem pełznie spokojnie, czasem szaleje. Ujarzmienie takiej indywidualności wybitnej, jaką jest życie, to trudne i niebezpieczne przedsięwzięcie. Per Bacco! nie zechciej Anni regulować naszego życia. Rutyny i systematyczności nie znoszę, lubię porządek, lecz nie w układzie życia.
— A w małżeństwie?
— Także czynnik niebezpieczny, może wywołać nudności.. Pewne variétés nigdy nie zaszkodzą.
— Ale mogą zepsuć szczęście.
— Tylko je zaostrzają.
— Czy jesteś za równouprawnieniem w małżeństwie?
— Równouprawnienie to oklepany paradoks, taką się teorię głosi, ale tak nie jest. Zawsze któraś strona ma przewagę, czasem wyższy intelekt lub inteligencja, czasem silniejszy wpływ wywiera żywszy temperament lub despotyczna siła natury. Zresztą równouprawnienie. Hm!... to rzecz względna. Co się wybacza mężczyźnie, to brudzi kobietę. Co po męskim osobniku spłynie jak po szkle, to kobietę osmaruje.
— Czyli, że owe variétés, jak mówisz, stosujesz jedynie do mężów?
— Powtarzam ci, utartych szlaków niema w instytucji małżeńskiej, o ile zaś są nawet, to już... nie dla mnie.
Przy lunchu Andzia poznała parę osób, przedstawionych jej przez Horskiego. Byli to typowi Anglicy i mierzyli Annę wzrokiem krytycznym, szczególniej kobiety, kokietując przytem Horskiego. Andzia zauważyła z przyjemnością, że nie robiło to na nim wrażenia. Gdy zostali sami Oskar rzekł do żony:
— Kapitan statku jest tobą oczarowany. Za to paniom nie podobałaś się chyba, co zresztą jest zrozumiałe. Kobiety nie lubią w swem towarzystwie takiej niewiasty, której niezaprzeczenie należy się palma pierwszeństwa.
— A ja się już bałam, że te piękne panie zbałamucą mi ciebie!
— Och no, ja jestem obecnie w sytuacji nader rzadkiej, płonę ku własnej żonie. Oryginalnym jesteś dla mnie klejnotem, cennym i wiele obiecującym, lecz całego blasku twego jeszcze nie znam. Zapłoniesz mi gorącym ogniem, jak gwiazda promienista w mrokach naszej alkowy. Takie przeczucie jest niesłychanym ochraniaczem od wpływów innych kobiet.
Wieczór zasnuwał kanał ciemną powloką, gdy statek rycząc przeraźliwie zawinął do Dowru. Andzia ujrzała krajobraz posępny, spotęgowany jeszcze zmrokiem. Brzegi Anglji wydały jej
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/199
Ta strona została skorygowana.