Zatrzymała go za ramię. Wiał na nią chłód z tej sali wielkiej, prawie pustej i bardzo ciemnej, pomimo rzęsistego oświetlenia. Pod ścianami stały meble ciężkie i stare, na stiukowych ścianach kilka obrazów olbrzymich i wielki portret królowej Wiktorji, w średnim wieku, w gronostajowym płaszczu.
Rozległy się kroki w sąsiednim pokoju.
— A!... Nadobna Katy — zawołał Horski.
Na progu stanęła postać kobieca, wysoka, niezmiernie szczupła. Twarz miała wąską, bladą, włosy jasno-blond nad czołem. Oczy mętne choć duże, skierowała na Annę i trwała w takiem niemem wpatrzeniu się. Badała Andzię od stóp do głowy.
— Cóż to nie witasz nas?... ...Anni, przedstawiam ci moją siostrę, Katy, patrz oto moja żona.
Angielka podeszła bliżej i wyciągnęła do Anny wąską, chudą rękę.
— Miło mi poznać żonę Oskara. Zrobił nam niespodziankę, nigdybym nie przypuszczała, że on się ożeni — przemówiła po francusku.
— To wyłączna zasługa Anni — rzekł Horski, witając siostrę — Gdzie jest mama?...
— Rozmawia z duchami.
— No, naturalnie! Domyśliłem się tego. Pójdziemy do niej. Prowadź nas Katy — dodał, biorąc żonę pod rękę.
— Nie zapomniałaś chyba rozkładu domu i wiesz, gdzie spirytystyczna sala. Idźcie sami, zaraz zadzwoni gong na kolację.
Gdy Horsey odchodzili, Andzia obejrzała się i spostrzegła, że Katy patrzy na nią przez szkła z wielką uwagą i pochyleniem głowy typowem, znamionującem krótki wzrok.
— Jaka sztywna twoja siostra — szepnęła Andzia.
— O tak, miękkości u niej brak zupełny, posiada tylko dużą dozę zarozumiałości. Jako krótkowidz jest nieufna, przytem sławna krytyczka, wszystko podlega jej surowej opinji. Ma pretensję, że jest najrozumniejsza, najinteligentniejsza, no i zapewne najpiękniejsza.
— Malujesz ją nie zachwycająco.
— Cóż cię obchodzi Katy?... Nikt się nią nie przejmuje. Ty możesz zyskać jej sympatję, bo jesteś bogatą, ale znowu jesteś od niej stokroć urodziwszą, to zniweczy powyższy plus. Nadobna Katy nie przyzna ci wdzięku i urody, lecz w rzeczywistości doskonale to zauważy i będzie ją to jątrzyło przeciw tobie. Ale oto stoimy przed przebytkiem duchów.
Weszli do pokoju kwadratowego, pogrążonego w zupełnym prawie cieniu. Mały kaganek, palący się czerwono-żółtym płomykiem, na oliwie, w podłużnej czarce, pełzał blado po czarnych ścianach. Przy stole, pokrytym czarnym suknem siedziała
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/201
Ta strona została skorygowana.