wodowana miłością o jakiej mówiła jej matka. Więc nie miłość powtórna skłoniła ją do małżeństwa z nim. Nie to! Rzuciła ją w ramiona Oskara tęsknota jakaś dziwna a przemożna, wzięła ją jego wola, tak potężną mocą, że oprzeć się nie mogła. Czyż to jest owa niewolniczość we krwi, jak mówi Katy?... Owa konieczność podwładztwa mężowi i panu?... Może to jest tylko cecha istotnej kobiecości, pragnącej serdecznej opieki męskiej, jakiejś siły, której z ufnością rzec może „jestem twoja“.
— Niewolniczość, niewolniczość — syczały w uszach Andzi słowa Katy. Podniosła oczy na Oskara, chcąc znaleść w nim wytłumaczenie zagadki gnębiącej ją, dlaczego nie żądając nawet jej miłości wziął ją całą, ten człowiek do niedawna zupełnie obcy, zimny i sztywny. Dlaczego wpływ jego tak na nią podziałał, że oddała mu przyszłość swą, swój los, bez wahania, bez lęku, przechodząc prawie obojętnie nad mogiłą Jasia?
Oskar patrzał na nią jakby czytał w jej myślach. I oto nagły, gorący dreszcz przebiegł jej od mózgu wzdłuż krzyża; zabiły młotem pulsa w skroniach, poczuła w sobie wszystkie nerwy i żyły palącą krwią nabiegłe. Gwałtownie nakryła oczy rzęsami, zadrżały jej usta wstydem.
Wstano od stołu.
Andzia bała się podać ręki Oskarowi, by nie odczuł jej drżenia. Gdy podszedł do niej nie podniosła powiek.
Ucałował obie jej ręce z cichym szeptem.
— Jesteś samym wdziękiem, pozostań zawsze taką...
Przeszli do małego saloniku.
Katy zaproponowała partję bilardu, lecz Andzia nie umiała grać, Oskar nie chciał. Po krótkiej rozmowie starsza Horska rzekła, zwracając się do syna i synowej.
— Jesteście zdrożeni podróżą i... zresztą wolicie zapewne być sami. Ja to rozumiem. Apartament dla was przygotowany.
— Idź Anni, już późno, ja za chwilę przyjdę. Muszę dokończyć swą porcję cygara — rzekł Oskar.
Andzia pochyliła się serdecznie do ręki matki z dziwnem pragnieniem słodkiej, matczynej pieszczoty, której prawie nie znała. Pani Horska odczuła to i czulej, niż może miała zamiar, ucałowała głowę synowej.
— Ach ty polska romantyczko...
Katy wyciągnęła sztywno rękę do bratowej. Przykrość chwilowa odmalowała się na twarzy Andzi.
Ale oto uśmiech zaigrał na jej ustach, spojrzała przekornie, z łagodną prośbą w oczach — wołając:
— Czyż tylko tak? Wszak jesteśmy już siostrami... Katy... bardzo pragnę, abyś mnie polubiła. Ucałujmy się na zadatek
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/207
Ta strona została skorygowana.