się cieszę, że pan mnie odwiedził. Ale już pana nie puszczę. Musi pan u mnie zamieszkać, mąż mój jest chwilowo nieobecny. Niechże pan siada, proszę, tu będzie najwygodniej. Nie widzieliśmy się tyle czasu! Gdy przyjeżdżałam na pogrzeb mamy, bawił pan w Toporzyskach. Zaraz, ile to już lat.
Potok jej słów ogłuszył Kościeszę, usiadł biernie, gdzie mu wskazała i patrzał na na Lorę z podziwem. Ona tymczasem liczyła na palcach, uśmiechając się.
— Rok od śmierci mamy, a przedtem prawie trzy lata, więc cztery lata mija od chwili, gdym... opuściła Wołyń. I cóż zmieniłam się? — spytała zalotnie, patrząc w oczy Kościeszy.
— Bardzo, prawie bym pani nie poznał, wyrosła pani i wypiękniała niezmiernie.
— Doprawdy?... Miło mi słyszeć to od pana.
— Czy Andzia i Ewelina mieszkają stale u pani?... Chciałbym się z Andzią zobaczyć. Doszły mnie wieści... właściwie mówiono mi, że Andzia pisała do parafji naszej, a z parafji Toporzysk żądała jakichś papierów... metryki... czy coś w tym rodzaju. Wieści mętne, ale bądź co bądź dziwne... przyjechałem zatem...
— Trochę za późno. Gdyby tak przedwczoraj i rano trafiłby pan na ślub Andzi.
Kościesza zbladł straszliwie, zerwał się z siedzenia z okropną twarzą. Oczy wilcze w wyrazie błysnęły groźnie.
— Co... na ślub?... Co pani powiedziała?... na ślub Andzi?... — ryknął jak zduszony tur.
— Tak, na ślub Andzi z Horskim.
— Kiedy to się stało?... Czy to sen?... czy jestem, nieprzytomny?...
— Ależ, drogi panie, ani jedno ani drugie, wszak to prawda. Ślub odbył się w czwartek, dziś jest sobota, o godzinie dziesiątej rano, w tutejszym kościółku Sainte-Dévote. Niechże się pan opamięta... Panie Teodorze, co panu?...
— I... i... i pani tam była?...
— Naturalnie! Bezpośrednio po ślubie wprost z kościoła, Horski zabrał żonę do Anglji, gdzie mieszka jego matka. Stamtąd pojadą zapewne na Wołyń. Ogłoszenia o ślubie są rozesłane.
Kościesza tarł dłonią czoło, zmieniony był okropnie, dygotał na całem ciele. Lora wzięła go za rękę. Dłoń jego drżała chorobliwie.
— Proszę, niech pan siada po co tak dramatycznie brać małżeństwo Andzi? przecie pan się chyba nie spodziewał i, nie chciałby tego zapewne, żeby Andzia nie wyszła za mąż? — Czyż miała całe życie płakać za Olelkowiczem? No, a Jasia wszakże ona nie kochała, wiązała ją przysięga dana mamie, nawiasem
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/215
Ta strona została skorygowana.