Połechtała ambicję męską Kościeszy, zrozumiał, że go kokietuje i sprawiło mu to przyjemność wyjątkową. Rozpromienił się, podkręcił nieznacznie wąsy i ułożył brodę, dowcipkował, komplementował Lorę spoglądając na nią ogniście.
Nordicowa bawiła się znakomicie.
— Rozruszałam dzika, stary szympans w zalotach — myślała, dławiąc się od śmiechu.
Po powrocie Lora wystąpiła z projektem zjedzenia kolacji w hotelu Paryskim, oświadczyła jednak, że najpierw musi się przebrać. Kościesza postanowił zrobić to samo.
Gdy zeszli się znowu, pan Teodor na widok Lory osłupiał. Piękna i bogata tualeta mocno wycięta, brylantowe łzy na szyi, wielkie butony w uszach, kometa w bujnych, rudych włosach zdobiły Lorę niesłychanie. Kościesza stał oczarowany tą pięknością zmysłową, szła mu do głowy wartkim prądem krwi. Nordicowa zacinała wargi, patrząc na zdumienie i metamorfozę Kościeszy. Ubrany z prowincjonalną elegancją, wystrzyżony, z bródką w szpic i wąsami ostro w górę skręconemi, pachnący fiksatuarem i jakąś mocną wodą, z kwiatem w klapie, wyglądał komicznie. Lora kazała mu przykryć płaszczem swe nagie ramiona, gdy zaś on znalazł się za jej plecami, z kosztownem okryciem, piękna kurtyzana odchyliła w tył głowę w masie rudych splotów i rzuciła mu powłóczyste z pod złotych rzęs, dwuznaczne spojrzenie.
Kościesza zadrżał jak oparzony, zęby mu zaczęły latać z wrażenia.
W restauracji Nordicowa poleciła podać krótką, lecz pikantną kolację i szampan mrożony. Uśmiechała się do niego ustami mokremi od wina a gorącemi barwą jak krew. Pokazywała mu w uśmiechu białe zęby i dziąsła jędrne, różowe, oczyma wierciła w źrenicach Kościeszy jak zatrutemi sztyletami.
Po dwóch butelkach szampana zamrożonego w igły, Kościesza uczuł się zupełnie odrodzony, wstąpiła weń energja i młodość, rumieńce biły na twarz, ogarniał go szał życia i używania. Łakomie patrzał na Lorę i chłonął duszny zapach jej perfum. Rozkoszą tchnęła ta kobieta a Kościesza już wierzył, że rozkosz ta i te czary są obecnie dla niego i, że powinien korzystać.
„Stary szympans“ rozrzewnił się zupełnie.
Lora była dla niego najpiękniejszą kobietą na świecie. Monte-Carlo szczytem cudów. Andzia, Horski, ich ślub, wyjazd, wszystko przestało chwilowo istnieć dla Kościeszy, prócz pragnień namiętnych względem Lory.
Ona widziała i czuła wszystko, grała na nim jak na łatwym instrumencie, który już wpadł w jej ton. Bawiła się nim dowoli, parskając śmiechem z jego wyglądu, on myślał, że z dowcipów.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/218
Ta strona została skorygowana.