Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/22

Ta strona została skorygowana.
III.
W parku Monaco.

W pięknym swym buduarze, na atłasowej kanapie, gorąco żółtego koloru, Lora von Bredov Nordica leżała rozciągnięta swobodnie. Paljowy szlafrok, raczej zwój z tiulów i koronki owiewał ją bajecznie subtelną powłoką, nie zazdrosną wszakże; różowe tony ciała przeświecały z pod tej obłocznej szaty niezbyt dyskretnie. Nogi bose, w sandałkach purpurowych, złotem szytych, Lora założyła jedną na drugą, ramiona obnażone rzuciła swoim zwyczajem poza głowę i, zanurzając palce w kaskadzie włosów rozpuszczonych, złoto rudych, śmiała się drażniącym chichotem do Hańdzi Tarłówny, która naprzeciw niej siedziała, wtulona głęboko w fotelu na biegunach.
— Pytasz o Oksztę? A no, widzisz on był motorem wprowadzającym mnie w świat. Adrjan miał temperament i umiał szaleć, zaraził mnie. Oddałam się mu jeszcze w Wilczarach. Och! pamiętna noc. Pomyśl sama; w gnieździe takiego smoka, jak Kościesza, obok takiej niewinności anielskiej jak ty Anuś i takiej cnoty zamarynowanej jak Ewelina. No... i przy boku mamy, to także coś znaczy. Emocja niebywała, zresztą pierwszy raz!...
Ach! tempi passati! Wyjechaliśmy o świcie, ucałowałam ciebie śpiącą i hajda w świat!... W Szwajcarji byliśmy do zimy, zapał nasz trwał, ale z chwilą, gdy zaczął słabnąć, oglądaliśmy się oboje za drogą wyjścia.
— Więc go nie kochałaś Loro?... I tak bez uczucia, bez wiary poszłaś za nim? I nie czułaś potem goryczy, niesmaku?... Nie zapragnęłaś powrotu?...
— Nie Andziu! Ja wiem, to ci się w głowie nie mieści, a jednak tak jest.
Nie obiecywaliśmy sobie z Adrjanem małżeństwa, żadnych zobowiązań, tylko szał. Skoro ten minął i myśmy się rozpryśli w dwie strony. Przyjechałam tu. Pamiętasz może, zażądałam wówczas pieniędzy od mamy i trochę mi ich przysłała. Biedna! okłamałam ją, że wychodzę za mąż, a naprawdę było ze mną wtedy krucho. Lecz wybrnęłam...