mojej mamie mało dokuczyłeś. Toś na mnie urągał, a teraz zachciało ci się moich pieszczot?... Co?... piękna jestem, powabna, aż ci oczy błyszczały patrząc na mnie, mlaskałeś językiem jak wilk nad tłustą owcą, porwała cię ta kokota, stary niedźwiedziu, nawet o Andzi zapomniałeś tak cię rozpaliłam. Chciałeś mnie pieścić w swych barach potwornych?... O łotrze jeden, o kanaljo, przekonałeś się ty jaką moc posiadam. Mam do pana obrzydzenie. Precz stąd zabójco Olelkowicza i Jasia, morderco własnej żony. Precz!
Wskazała mu drzwi giestem rozkazującym.
Kościesza trupio blady, zmiażdżony, pożerany wstydem i przerażeniem pod wpływem jej słów walczył z sobą, łamał się bezradnie z oczyma wbitemi w ziemię.
— Precz! powtórzyła Lora.
Kościesza wytoczył się z pokoju, jak ciężka bryła.
Lora rozkazała lokajowi wyprowadzić go z willi. Sama upadła na szezlong zanosząc się ze śmiechu.