Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/223

Ta strona została skorygowana.

Kozaczek osadził konia na miejscu, tuż przed nią i podał jej na czapce pisma i telegram.
Wzięła kopertę, odczuwając przyspieszone bicie serca, odeszła prędko i schowana w gąszczu parkowym rozwinęła papier z westchnieniem pełnem nadziei.
— Może przyjeżdża... niechby już przyjechał.
Wpiła oczy w depeszę.
— Z Monte-Carlo.... — wykrzyknęła głucho.
Usta jej pobladły.
Bała się czytać tekstu?... więc jednak ten list? Rzuciła okiem na słowa pisane po francusku:
„Wyszlij natychmiast dziesięć tysięcy rubli, po otrzymaniu powracam. Oskar“.
Papier zgniotła w dłoni kurczowo i oparła się ciężko o pień drzewa. Bezradnie, ze skargą w oczach spojrzała w górę, gdzie wśród sieci zielonych liści przebijały obłoki błękitem nalane. Z ust drżących wybiegł szept.
— Znowu to samo... znowu przegrał... Po co tam jeździł... po co?... Czyżby ten list dziwny mówił prawdę?... Czyżby Lora?...
Ogarnęło ją przykre uczucie własnej winy. Dlaczego razem z nim nie jechała. Może potrafiłaby wpłynąć na niego, żeby nie grał?... Czyniła sobie gorzkie wyrzuty, ale jednocześnie na dnie duszy bolała ją prawda, której sama przed sobą wyznać nie śmiała, że jej wpływ nic nie znaczył.
...Pomimo to tylko moja w tem wina — powtarzała sobie uparcie. To człowiek światowy, on dąży do kultury, lubi gwar, wesoły bulgot życia, wieś go nudzi, zwłaszcza taki zapadły kąt wołyński.
Pierwszy rok po ślubie zeszedł im dobrze i prędko. Po kilkotygodniowej bytności w Anglji, po zwiedzeniu Londynu wyruszyli w drogę powrotną, zatrzymali się jeszcze w Paryżu, w Berlinie, kilka dni przebyli w Warszawie i dopiero w lipcu, razem z panną Eweliną, przybyli do Toporzysk.
Po załatwieniu wszelkich formalności prawnych, przy których nastąpiło spotkanie z Kościeszą, wielce charakterystyczne, Anna, jako prawna właścicielka, objęła majątki po ojcu. Mężowi zaś udzieliła zupełnej plenipotencji.
Kościeszą po paru spotkaniach z Horskimi zrozumiał, że jest zupełnie odsunięty, że wszelkie intrygi, które już miał w swych planach, upadają wobec chłodnej, sztywnej straszliwie dystynkcji Oskara, pewności siebie oraz wyraźnego szyderstwa tego światowca. Pan Teodor spostrzegł wpływ Horskiego na Andzię, bezgraniczny i, zazdrość ugryzła go w serce gwałtownie. Zdusił by tego zimnego pana własnemi rękoma, zdławiłby go z rozkoszą, ale czuł, że Horski zwalczyłby go zawsze. Jego