Gdy Horski wyraził chęć składania wizyt w sąsiedztwie, młoda kobieta, jakkolwiek niezbyt chętnie, ustąpiła odrazu, aby mu się nie sprzeciwiać, aby i on miał jakąś rozrywkę dla siebie. Byli w kilku domach bliższych i dalszych, wszędzie witani nadzwyczaj gorliwie. Na Annę spoglądano ciekawie; znaną tu była ogólnie jej smutna historja, przytem interesowała urodą. Oskar imponował swą dystynkcją i wielkiem wyrobieniem towarzyskiem. Szczególniej podobał się paniom, na które jego oczy hypnotyzujące a ironiczne oraz pewna niedbałość manier w dobrym stylu i chłód angielskiego rasowca podziałały silnie.
Rewizyty posypały się gęsto, nastąpiły proszone obiady, wieczory, przyjęcia. Horscy byli rozrywani.
Oskar bawił się wybornie, jednocześnie krytykował sąsiadów niemiłosiernie, wyszydzał ich żartobliwie, upatrywał różne śmiesznostki.
— Więc nie bywajmy tam, skoro tacy śmieszni — wybuchnęła raz Andzia.
— Ma petite, to właśnie ciekawe, po to się żyje, żeby się bawić, nie zaś ciągle odprawiać rekolekcje. Zabawniejsze są te prowincjonalne stosunki, niż twój szpital i zgraja chłopskich dzieciaków w ochronie.
Zwątpienie wkradło się do duszy Anny. Niegdyś ojczym, teraz mąż nie podziela jej ideałów. Czy Oskar nie zjednoczy się z nią duchowo?
Zimę Horscy spędzili w Warszawie, żyjąc bardzo szeroko, bo tak chciał Oskar. Podczas karnawału Andzia pierwszy raz w życiu bywała na balach publicznych. Horski szczycił się jej pięknością i powodzeniem jakie ją otaczało, wymagał, aby się stroiła, krzywił się na tańsze i skromniejsze toalety, kupował jej klejnoty, pomimo protestu Andzi, która nie lubiła i bała się takich wydatków. Sam sypał pieniędzmi bez miary, grał w klubie i wciąż tęsknił za wielkim światem, jak nazywał zagranicę.
Dom Horskich zasłynął w Warszawie w ciągu jednego karnawału. W gościnnych ich salonach zbierało się mnóstwo osób ze sfer ziemiańskich, arystokratycznych i z miejskiej plutokracji, którą Horski cenił za ich pieniądze. Andzię zmęczyła zima, potrafiła wytrwać w swej roli, lecz bez zamiłowania. Tęskniła za wsią, za życiem cichem, rodzinnem, do czego znowu Oskar nie spieszył się wcale.
W wielkim poście postanowił odwiedzić matkę w Hurlestone-House, namawiał żonę, by mu towarzyszyła, lecz ona miała dosyć tych wędrówek, postanowiła jechać do Toporzysk. Rozstali się z Oskarem na kilka tygodni, obiecywał powrócić na święta Wielkanocne. Ale minęło z górą trzy miesiące, Andzia daremnie oczekiwała przyjazdu męża. Wciąż tylko żądał pieniędzy, o powrocie nie wzmiankując.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/225
Ta strona została skorygowana.