dziom wielkobrytańskiej kultury, ale można ich tolerować i imponować im.
Tak myśleli zagraniczni goście i tak też postępowali.
Drohobycki wściekał się, patrząc zaś na Oskara myślał:
...I ten taki sam, szydercza bestja, cynik! Jak to on patrzy na tę gęś cacaną, jak z niej drwi. A ta... już gotowa! można to czytać w jej oczach, gdyby się mąż zawieruszył a Horski dobrze oblegał, miałby ją jeszcze dziś... Psiakrew!... Czyżby odmówiła takiemu wielkoświatowemu lampartowi?...
Milczenie Drohobyckiego zauważył Hadziewicz, siedzący obok, spytał go więc o powód.
— Obserwuję towarzystwo i bawię się wybornie.
— Ale chyba nie wesoło, niema pan rozbawionego wyrazu twarzy.
— Uboczna i neutralna obserwacja nie zawsze daje zabawne wyniki.
— To prawda. Dziś towarzystwo jest wyjątkowo podniecone. Niezwykła uczta, muzyka, sztuczne ognie... a szampańskie także swoje robi, paniusiom naszym powyskakiwały na pysia rumieńce, jak raki.
— Yhm! ogromnie rozbawione.
— Niech no pan patrzy — na panią Dulewiczową, którą pan Horski emabluje, toż ona już prawie w raju.
— Chyba w takim, do którego ją djabeł ciągnie. Szatańskie pokusy zapaliły jej ognie na twarzy, już ją płomienie pożerają.
— Pan Horski to widać genjusz do tego, na różne sposoby potrafi brać kobiety. Dla Dulewiczowej niezbyt się wysila, ta gra nie wymaga dużych stawek... Ale pan Horski wogóle posiada duży magnes jakiś osobliwy, umie brać pod swój wpływ. A naszą kochaną solenizantkę czyż nie prędko zdobył? trzy miesiące i już jego. A dalekaż ona była od tego, a trudna do wzięcia jak wyjeżdżała za granicę, że i nikt nie myślał.
— Czy szczęśliwą jest... z mężem?... — odważył się spytać Drohobycki.
— Ach miły, toż dopiero na wiosnę rok się skończył od ślubu, miałożby już być źle? On się jej podoba i przywiązała się, serce, do niego szczere. Wierzy w niego święcie, jego słowa mają dla niej wagę. Nie miłuje jego tak jak tamtego nieboraka, Olelkowicza, ale jej słodka natura musiała się do kogoś przyhołubić.
— A on jaki dla niej?...
— On, to sztuka zagadkowa. Patrzy na nią czasem tak, jakby zjeść chciał z chciwości.
— On miłuje tylko jej krasę, czyż on potrafi inaczej?
Hadziewicz zmarszczył się.
Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/234
Ta strona została skorygowana.